Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/242

Ta strona została skorygowana.

ale bez awantur! Jeżeli chcesz się zemścić, trzeba spuścić uszy, udawać rozpacz i dać się obełgać swojej ukochanej!... Pojąłeś? rzekła pani Nourisson, widząc iż Brazylijczyk zdumiony jest tak subtelnym manewrem.
— Chodźmy, strusico, odparł, chodźmy!... rozumiem.
— Bywaj, mój koteczku, rzekła pani Nourisson do Karabiny.
Dała znak Cydalizie, aby zeszła z Montezem i została sama z Karabiną.
— Teraz, moja duszko, boję się tylko jednego, to jest aby jej nie udusił! Byłoby wtedy z nami bardzo niewyraźnie; trzeba zawsze wszystko załatwiać po dobremu. Och! sądzę, żeś zarobiła swojego Rafaela, chociaż powiadają że to jest Mignard. Bądź spokojna, to o wiele ładniejsze; mówiono mi że Rafaele są wszystkie czarne, podczas gdy to, to takie śliczne jak sam Girodet.
— Chodzi mi tylko o to, aby pognębić Józefę! wykrzyknęła Karabina; wszystko mi jedno, czy to będzie Mignardem czy Rafaelem... Nie, ta łotrzyca miała dzisiaj perły... człowiekby sprzedał duszę za takie perły!
Cydaliza, Montez i pani Nourisson wsiedli do dorożki czekającej pod bramą Karabiny. Pani Nourisson szepnęła doróżkarzowi numer domu znajdującego się w czworoboku des Italiens; można tam było dostać się za kilka chwil; ale pani Nourisson kazała jechać ulicą le Peletier i bardzo wolno, tak aby móc się przyjrzeć wszystkim powozom stojącym na ulicy.
— Brazylijczyku! rzekła Nurisonka, staraj się poznać liberję i powóz swego anioła.