Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/246

Ta strona została skorygowana.

Adama i Ewy. Otworzyła gwałtownie, bo lokatorowie tych Edenów zawsze mają mało czasu przed sobą, i odsłoniła jeden z owych ślicznych rodzajowych obrazków w typie Gawarniego, tak często wystawionych w salonie.
Weszła Cydaliza, a za nią baron Montez.
— Ależ... tu ktoś jest!... Przepraszam panią, rzekła wystraszona Normandka.
— Jakto! ależ to Walerja! wykrzyknął Montez zamykając gwałtownie drzwi.
Pani Marneffe, niezdolna zapanować nad zbyt żywem wzruszeniem, osunęła się na kanapkę przy kominku. Dwie łzy zakręciły się w jej oczach i obeschły natychmiast. Spojrzała na Monteza, spostrzegła Normandkę i parsknęła wymuszonym śmiechem. Godność obrażonej kobiety pokryła nieład niedokończonego stroju; podeszła do Brazylijczyka i popatrzała nań tak dumnie, że oczy jej błysnęły niby klinga szpady.
— Oto więc, rzekła stając przed Brazylijczykiem i pokazując mu Cydalizę, podszewka twojej wierności? Ty, którego obietnice zdolne byłyby przekonać nawet największego niedowiarka! ty, dla którego uczyniłam tyle... dla którego wręcz posunęłam się do zbrodni!... Ma pan słuszność, ja jestem niczem wobec dziewczyny w tym wieku i z tą urodą!... Wiem, co mi pan powie, ciągnęła pokazując Wacława, którego wymowny strój był dowodem zbyt jawnym aby mu można było przeczyć. To moja rzecz. Gdybym mogła pana kochać po tej haniebnej zdradzie, boś pan mnie szpiegował, zapłaciłeś każdy stopień tych schodów, i właścicielkę domu, i służącą i może Reginę... — Och! jakie to wszystko