Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

jaciele podsunęli mi tę kobietę i że to wszystko jest dziełem przypadku! rzekł Montez.
— Mogłabym ci więc jeszcze przebaczyć? rzekła z uśmiechem.
— Ale wyszłabyś mimo to za mąż? spytał baron z przejmującym lękiem.
— Ośmdziesiąt tysięcy franków renty! rzekła z nawpół komicznym entuzjazmem. A Crevel kocha mnie tak, że nie pożyje długo.
— A, rozumiem, rzekł Brazylijczyk.
— A więc, za kilka dni pomówimy o tem, rzekła.
I wyszła tryumfująca.
— Nie mam już skrupułów! pomyślał baron, który przez chwilę stał jak wryty w ziemię. Jakto! ta kobieta zamierza się posłużyć swą miłością aby się pozbyć tego cymbała, tak samo jak liczyła na zniszczenie Marneffa!... Będę narzędziem kary bożej!
W dwa dni później, ciż sami goście du Tilleta, którzy obmawiali tam w najlepsze panią Marneffe, znaleźli się przy stole u niej, w godzinę po tem jak oblekła nową skórę, zmieniając swoje nazwisko na chlubne nazwisko jednego z merów Paryża. Ta perfidja języka jest jedną z najpospolitszych lekkomyślności paryskiego życia. Walerja miała przyjemność ujrzeć w kościele brazylijskiego barona, którego Crevel, stawszy się zupełnym mężem, zaprosił przez furfanterję. Obecność Monteza na śniadaniu nie zdziwiła nikogo. Ci wytrawni ludzie oddawna oswoili się z upodleniami namiętności, kompromisami rozkoszy. Głęboka melancholja Steinbocka, zaczynającego gardzić tą, z której był uczynił anioła, sprawiła naj-