Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

— Nie przeszkadzaj pani tej kobiecie kajać się za grzechy, zostaw ją w jej uczuciach chrześcijańskich, rzekł ksiądz.
— Już nic! rzekła do siebie Bietka przerażona. Nie poznaję ani jej oczu ani ust! Niema ani jednego jej rysu! I duch opuścił ją także! Och! to straszne!
— Nie wiesz, podjęła Walerja, co to jest śmierć, co to znaczy musieć myśleć o jutrze ostatniego dnia, o tem co nas czeka w trumnie: ciało robakom, ale dusza?... Ach, Bietko, czuję, że jest inne życie!... i ogarnia mnie lęk, który nie daje mi czuć bólu mego rozpadającego się ciała!... Ja, która, drwiąc sobie z jakiejś świętej, mówiłam, śmiejąc się, do Crevela, że pomsta boża przybiera wszelkie rodzaje nieszczęścia... To było proroctwo!... Nie igraj z rzeczami świętemi, Bietko! Jeżeli mnie kochasz, idź za moim przykładem, kajaj się!
— Ja! rzekła Lotarynka; widziałam wszędzie w naturze zemstę; owady giną aby zaspokoić potrzebę zemsty, skoro je ktoś zaczepi! A czyż ci panowie, rzekła wskazując na księdza, nie powiadają nam że Bóg się mści, i że zemsta jego trwa całą wieczność!
Kapelan zwrócił na Elżbietę spojrzenie pełne słodyczy i rzekł:
— Pani jesteś ateistką.
— Ależ patrz, co ze mną się stało! rzekła Walerja.
— Ale skąd ci ta gangrena? spytała stara panna, niewzruszona w swem chłopskiem niedowiarstwie.
— Och! dostałam od Henryka list, który nie zostawia żadnych wątpliwości co do mego losu... Zabił mnie. Umrzeć w chwili gdy chciałam żyć uczciwie, i to umrzeć