Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

dziecko. Och! widzę go, pracuje na dobre. Więc dobrze, jeżeli nie czeka nas sława Michała Anioła, będziemy bodaj sławni jak Benwenuto Cellini!
Ukołysana własnemi nadziejami, Hortensja wierzyła w szczęśliwą przyszłość; rozpowiadała o niej synowi, mającemu niespełna dwa lata, w owym języku dźwięków budzących uśmiech dziecka. Wtem, około jedenastej, kucharka, która widziała jak Wacław wychodził, wprowadziła Stidmanna.
— Przepraszam panią, rzekł artysta. Jakto, Wacław już wyszedł?
— Jest w pracowni.
— Przyszedłem porozumieć się z nim co do naszych prac.
— Poślę po niego, rzekła Hortensja zapraszając Stidmanna gestem aby usiadł.
Młoda kobieta, składając dzięki niebu za ten traf, chciała zatrzymać Stidmanna, aby zeń wydobyć szczegóły wczorajszego wieczora. Stidmann skłonił się, dziękując hrabinie za tę łaskę. Pani Steinbock zadzwoniła, i dała kucharce rozkaz aby poszła po pana do pracowni.
— Dobrze się pan bawił wczoraj? spytała Hortensja, bo Wacław wrócił aż o pierwszej zrana.
— Bawił?... Nie nadzwyczajnie, odparł artysta, który poprzedniego dnia zamierzał brać na miłość panią Marneffe. Bawić się można w świecie tylko wtedy, kiedy się tam ma jakieś interesy. Ta mała Marneffe jest bardzo sprytna, ale kokietka!...
— A jak wydała się Wacławowi?... spytała biedna Hortensja siląc się na spokój. Nic mi o niej nie mówił.