rozpaczy, nieustannych zgryzot, goryczy, dziesięć lat szczęścia...
— Tyś miała dziesięć lat, a ja tylko trzy lata!... rzekła samolubnie rozkochana młoda kobieta.
— Nic nie stracone, dziecko, czekaj Wacława.
— Mamo, rzekła, on skłamał... oszukał mnie... Powiedział: „Nie pójdę“, i poszedł. I to w obliczu kołyski dziecka.
— Dla swojej przyjemności, mężczyźni, mój aniele, popełniają największe podłości, nikczemności, zbrodnie; taka już podobno ich natura. My kobiety skazane jesteśmy na poświęcenie. Myślałam, że moje niedole się kończą, a one się zaczynają, bo nie spodziewałam się cierpieć podwójnie cierpiąc za moją córkę. Hart i milczenie!... Moja Hortensjo, przysięgnij mi, że jedynie ze mną będziesz mówiła o swoich zgryzotach, że nie zdradzisz ich przed nikim... Och! bądź tak dumna jak twoja matka!
W tej chwili Hortensja zadrżała, usłyszała kroki męża.
— Okazuje się, rzekł Wacław wchodząc, że Stidmann był tutaj, podczas gdy ja poszedłem do niego.
— Doprawdy?... wykrzyknęła biedna Hortensja z dziką ironią obrażonej kobiety, która posługuje się słowem niby sztyletem.
— Ależ tak, spotkaliśmy się właśnie, odparł Wacław udając zdziwienie.
— A wczoraj?... odparła Hortensja.
— Tak, wczoraj skłamałem ci, kochanie, i matka twoja nas rozsądzi...
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/37
Ta strona została skorygowana.