Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

— Ja, rzekła ze stanowczą minką, wzięłabym Stidmanna, nie kochając go, oczywiście!
— Hortensjo! wykrzyknął Steinbock zrywając się nagle teatralnym ruchem, nie zdążyłabyś: zabiłbym cię.
Hortensja rzuciła się na męża, zdusiła go w uścisku, okryła go pieszczotami mówiąc:
— Och! kochasz mnie, Wacławie, tak, już się niczego nie boję. Ale koniec już z tą Marneffe. Nigdy już nie leź w to błoto.
— Przysięgam ci, droga Hortensjo, że wrócę tam jedynie aby wykupić mój rewers.
Nadąsała się, ale tak jak dąsa się kochająca kobieta, pragnąca sprzedać swoje dąsy. Wacław, zmęczony podobnym rankiem, pozwolił się jej dąsać, i udał się do pracowni aby zrobić szkic grupy Samsona i Dalila, do której rysunek miał w kieszeni. Hortensja, zaniepokojona że się Wacław pogniewał, przyszła do pracowni w chwili gdy artysta kończył miesić glinę z ową zaciekłością jaka ogarnia artystę w porywie natchnienia. Na widok żony zarzucił żywo mokre płótno na zaczętą grupę i wziął Hortensję w ramiona mówiąc:
— No, nie gniewamy się już, nieprawdaż, kochanie?
Hortensja widziała grupę i zarzucone na nią płótno, i nie rzekła nic; ale, nim opuściła pracownię, odwróciła się, ściągnęła szmatę, popatrzyła na szkic i spytała:
— Co to takiego?
— Taka grupa, do której pomysł przyszedł mi w tej chwili.
— A czemu schowałeś ją przedemną?
— Chciałem ci pokazać aż skończoną.