— Panie dyrektorze, kpią sobie ze mnie w biurze. Dowiedziano się, że dyrektor personelu wyjechał dziś rano na urlop z powodu zdrowia i nie wróci wcześniej aż za miesiąc. Czekać miesiąc, wiadomo co to znaczy! Wydaje mnie pan na pośmiewisko moich wrogów, a to już dosyć kiedy po człowieku bębnią z jednej strony: z dwóch naraz, panie dyrektorze, bęben może trzasnąć.
— Mój drogi Marneffe, kto chce dojść do celu, musi mieć wiele cierpliwości. Nie możesz pan zostać naczelnikiem (o ile wogóle nim zostaniesz) wcześniej niż za dwa miesiące. W chwili obecnej, gdy trzeba mi bronić własnej pozycji, niepodobna mi żądać skandalicznego awansu.
— Jeżeli pan wyleci, nie zostanę nigdy naczelnikiem, rzekł chłodno Marneffe; każ mnie pan zamianować, ani to panu zaszkodzi ani pomoże.
— Mam się tedy poświęcić dla pana? spytał baron.
— Gdyby było inaczej, straciłbym wiele iluzji co do pana.
— Jest pan zanadto natarczywy, panie Marneffe!... rzekł baron wstając i pokazując drzwi zastępcy naczelnika.
— Mam zaszczyt pana pożegnać, panie baronie, odparł pokornie Marneffe.
— Cóż za bezczelny hultaj! rzekł do siebie baron. To mi wygląda na zaskarżenie wierzytelności w ciągu dwudziestu czterech godzin, pod grozą wywłaszczenia.
W dwie godziny później, w chwili gdy baron kończył poufną konferencję z Klaudjuszem Vignon, którego chciał
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/71
Ta strona została skorygowana.