Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/102

Ta strona została przepisana.

kowitego i ciągłego poświęcenia, jakiego Chrystus pragnął nauczyć ludzi. Genjusz zostaje biedny oświecając świat, cnota zachowuje milczenie poświęcając się dla ogólnego dobra.
— Zgoda, rzekł Genestas, ale na ziemi mieszkają ludzie a nie aniołowie, nie jesteśmy doskonali.
— Ma pan słuszność, odparł Benassis. Co się mnie tyczy osobiście, potężnie nadużyłem zdolności błądzenia. Ale czyż nie powinniśmy dążyć do doskonałości? Czy cnota nie jest dla duszy pięknym ideałem, w który powinniśmy się wpatrywać bezustanku, jak w niebiański wzór?
— Amen, rzekł wojskowy. Zgoda na to, człowiek cnotliwy to piękna rzecz. Ale niech się pan zgodzi również, że cnota to bóstwo, które ma prawo pogawędzić czasami, bez niczyjej obrazy!
— Ach, panie, rzekł lekarz uśmiechając się z odcieniem melancholji i goryczy, pan masz pobłażliwość ludzi którzy żyją w zgodzie sami z sobą, gdy ja jestem surowy jak człowiek, który ma wiele plam do zmazania w swojem życiu!
Jeźdźcy przybyli do chatki nad strumieniem. Lekarz wszedł. Genestas został na progu, spoglądając naprzemian to na wdzięczny krajobraz, to na wnętrze chaty, gdzie leżał chory człowiek. Zbadawszy chorego, Benassis wykrzyknął nagle:
— Nic tu po mnie, moja dobra kobieto, skoro nie słuchacie tego co wam mówię. Daliście chleba mężowi. Chcecie go tedy zabić? Do kroćset, jeżeli mu dacie teraz cokolwiek poza temi ziółkami, noga moja tu nie postanie. Możecie sobie szukać lekarza, gdzie się wam żywnie spodoba.
— Ależ, panoczku mój, biedny stary krzyczał jeść, a kiedy chłop od dwóch tygodni nic w gębie nie miał...
— Słyszycie co mówię, czy nie? Jeżeli dacie waszemu bodaj kąsek chleba, zanim ja mu pozwolę jeść, zabijecie go, słyszysz?
— Już mu nic nie dam, panoczku złoty. Czy ma się lepiej?
— Ale skądże, pogorszyliście jego stan przez to żeście mu dali jeść. Więc nie mogę wam tego wytłumaczyć, zakuta głowo, aby nie