Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/105

Ta strona została przepisana.

w tumanie kurzu, ale mimo chyżości jego konia, wciąż słyszał lekarza obok siebie. Benassis cmoknął tylko na konia i wyprzedził majora, który dogonił go aż przy cegielni, w chwili gdy lekarz przywiązywał spokojnie konia do płotu.
— A niechże pana djabli porwą! wykrzyknął Genestas, spoglądając na konia który nie zgrzał się ani nie zdyszał. Co pan ma za bestję?
— Haha! odparł śmiejąc się lekarz, a pan wziąłeś go za szkapę. W tej chwili dzieje tego zwierzęcia zajęłyby nam za wiele czasu; niech panu wystarczy, że Rustan, to prawdziwy barberyjczyk z Atlasu. A barberyjczyk wart jest najlepszego araba. Mój galopuje po tych górach nie grzejąc się wcale i stąpa pewną nogą po krawędziach przepaści. To zresztą dobrze zapracowany podarek. Pewien ojciec zapłacił mi nim za życie córki, jednej z najbogatszych dziedziczek w Europie. Znalazłem ją umierającą na gościńcu sabaudzkim. Gdybym panu powiedział, w jaki sposób uleczyłem tę młodą osobę, wziąłby mnie pan za szarlatana. Ale ale! słyszę dzwoneczki i turkot; zobaczmy, czy to przypadkiem nie Vigneau. Niech pan się dobrze przyjrzy temu człowiekowi.
Niebawem oficer ujrzał cztery olbrzymie konie, zaprzężone tak jak u najbogatszych rolników w Brie. Wełniane kutasiki, dzwonki, rzemienie, wszystko lśniło czystością i dostatkiem. W pomalowanym na zielono obszernym wozie siedział tęgi pucołowaty chłopak, spalony od słońca, który pogwizdywał, trzymając przed sobą bat niby karabin.
— Nie, to tylko woźnica, rzekł Benassis. Niech pan uważa, jak zamożność domu odbija się na wszystkiem, nawet na tym zaprzęgu. Czyż to nie jest dowodem sprytu handlowego dość rzadkiego po wsiach?
— Owszem, owszem, wcale niczego zaprzęg, odrzekł wojskowy.
— Otóż Vigneau posiada takie dwa. Poza tem ma konika, na którym jeździ za interesami. Jego handel rozciąga się obecnie bar-