Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/110

Ta strona została przepisana.

chwała lekarza. Wszystkie trzy odprowadziły go aż do miejsca gdzie znajdowały się konie.
— I cóż! rzekł Benassis zwracając się do dwóch staruszek, musicie być szczęśliwe! Wszak pragnęłyście wnuka?
— Och, niech mi pan o tem nie mówi, rzekła młoda kobieta, one mnie doprowadzą do rozpaczy. Obie matki chcą chłopca, mąż pragnie dziewczyny, sądzę że trudno mi będzie zadowolić wszystkich.
— A pani coby chciała? rzekł śmiejąc się Benassis.
— Ja? ja chcę dziecka.
— Widzi pan, już matka przez nią mówi, rzekł lekarz do oficera biorąc konia za uzdę.
— Do widzenia, panie Benassis, rzekła młoda kobieta. Mąż będzie bardzo żałował, że go nie było w domu, skoro się dowie o pańskich odwiedzinach.
— A nie zapomniał mi posłać mego tysiąca dachówek do Grange-aux-Belles?
— Pan wie, że rzuciłby wszystkie zamówienia z całego kantonu, byle panu usłużyć. Wierzaj pan, jego największe zmartwienie, to to, że bierze od pana pieniądze: ale ja mu powiadam, że pańskie talary przynoszą szczęście, i to jest prawda.
— Do zobaczenia, rzekł Benassis.
Trzy kobiety, woźnica i dwaj robotnicy, którzy wyszli z warsztatu aby zobaczyć lekarza, stali koło furtki, aby do ostatniej chwili nacieszyć się jego obecnością. Czyż odruch serca nie objawia się wszędzie podobnie? To też słodkie obyczaje przyjaźni jednako przestrzegane są we wszystkich krajach.
Przypatrzywszy się słońcu, Benassis rzekł do towarzysza:
— Mamy jeszcze ze dwie godziny dnia. Jeżeli pan nie jest zbyt wygłodniały, zajdziemy odwiedzić pewną uroczą istotę. Oddaję jej prawie zawsze czas, jaki mi zostaje między zakończeniem wizyt a obiadem. Nazywają ją w kantonie moją przyjaciółką; ale niech pan nie sądzi, aby ten przydomek, którym zazwyczaj