Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/116

Ta strona została przepisana.

mi atmosferycznemi i kwadrami księżyca (który to fakt sprawdziłem najściślej), zająłem się nią jak istotą różną od innych, istotą której chorobliwa egzystencja zrozumiała jest tylko dla mnie. Jestto, jak panu rzekłem, owieczka przybrana wstążkami. Ale zobaczy ją pan, oto jej damek.
W tej chwili znaleźli się mniejwięcej w trzeciej części wysokości góry. Jechali stępa zakosami okolonemi krzem. Na jednym z zakrętów Genestas ujrzał domek Grabarki. Domek ten położony był na jednym z karbów góry. Ładny pochyły trawnik, obszaru około trzech morgów, obsadzony drzewami i przecięty strumykiem, otoczony był małym murkiem, dość wysokim aby służyć za ogrodzenie, niedość aby zasłonić widok. Domek, zbudowany z cegieł i pokryty płaskim, na parę stóp wystającym dachem, ślicznie wyglądał na tle tego krajobrazu. Składał się z parteru i pierwszego piętra; drzwi i okienice malowane były zielono. Zwrócony ku południowi, wąski i nie głęboki, posiadał okna jedynie od frontu, i robił wrażenie niezwykle schludne. Modą niemiecką, okapy były podbite biało malowanemi deskami. Parę kwitnących akacyj i innych pachnących drzew, dzikie róże, pnące rośliny, duży stary orzech i kilka wierzb płaczących zasadzonych w strumieniu rosło dokoła domu. W głębi znajdowała się spora kępa buków i świerków, na których czarnem tle odcinał się żywo ten ładny budynek. O tej porze dnia powietrze przepojone było woniami płynącemi z gór i z ogrodu. Spokojne i czyste niebo było na zachodzie nieco zachmurzone. W oddali wierzchołki zaczynały przybierać ów żywo różowy odcień, jakim barwi je niekiedy zachód słońca. Z tej wysokości widać było całą dolinę, od Grenobli aż do skał kąpiących stopy w owem małem jeziorku, które Genestas przebył poprzedniego dnia. Nad domem, w dość znacznej odległości, znaczyła się linja topoli: gościniec od miasteczka do Grenobli. Wreszcie miasteczko samo, oświecone skośnemi promieniami słońca, lśniło się jak djament, odbijając wszystkiemi szybami lejące się czerwo-