Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/119

Ta strona została przepisana.

— I cóż, moje drogie dziecko, daleko postąpiłaś, spytał Benassis obracając w ręku kawałki płótna, z których miały być koszule.
Grabarka spojrzała na lekarza nieśmiało i błagalnie:
— Niech mnie pan nie łaje, nic nie zrobiłam dzisiaj, mimo że to pan zamówił te koszule i to dla ludzi którzy ich bardzo potrzebują. Ale było tak ładnie! przechadzałam się, nazbierałam panu grzybów i trufli, zaniosłam je Agacie. Była bardzo rada, bo pan ma gościa na obiedzie. Taka byłam szczęśliwa, żem odgadła. Coś mi mówiło, żeby iść na grzyby.
Zaczęła znowu szyć.
— Śliczny ma panienka domek, rzekł Genestas.
— To nie mój, proszę pana, odparła spoglądając na obcego oczami które zdawały się rumienić. To dom pana Benassis. I spojrzała słodko na lekarza.
— Wiesz dobrze, moje dziecko, rzekł ten biorąc ją za rękę, że cię zeń nie wypędzą nigdy.
Grabarka podniosła się nagle i wyszła.
— No i cóż, rzekł lekarz, jakże się panu wydaje?
— Dziwnie mnie wzruszyła, odparł Genestas. Ale jej pan ślicznie urządził gniazdko!
— Ba, papier po parę groszy, tylko że z gustem dobrany; to i wszystko. Meble też nie są kosztowne, sporządził mi je mój koszykarz, który chciał mi okazać swą wdzięczność. Firanki uszyła sama z paru łokci perkalu. Jej domek, te proste sprzęty, wydają się panu ładne, bo je znajdujesz na stoku góry, w zapadłym kącie, gdzieś się nie spodziewał zastać czegoś przyzwoitego; ale tajemnica tego wykwintu, to pewna harmonja między tym domkiem a naturą, która skupiła tu parę strumieni, kilka malowniczych drzew, i zasiała na tym trawniku najpiękniejsze trawy, wonne poziomki, urocze fijołki.
— I cóż, co tobie? spytał Benassis Grabarki, która wróciła.
— Nic, nic, zdawało mi się tylko, że jedna kura nie wróciła.