Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/127

Ta strona została przepisana.

Lekarz wziął go za puls. Dziecko miało błękitne oczy, zazwyczaj pełne słodyczy, ale w tej chwili błyszczące od gorączki.
— Widzisz, byłem tego pewny; cały jesteś spocony, rzekł Benassis. Czy matki niema?
— Nie, proszę pana.
— No! idź do domu i połóż się.
Chory dzieciak wraz z lekarzem i wojskowym udał się do izby.
— Zapal pan świecę, kapitanie Bludeau, rzekł lekarz, który pomagał Kubusiowi zdjąć jego zgrzebne suknie.
Kiedy Genestas zrobił światło w chacie, uderzyła go nadzwyczajna chudość dzieciaka; nic prócz skóry i kości. Skoro mały kmiotek się położył, Benassis opukał mu piersi wsłuchując się w dźwięk, jaki dobywał się z pod jego palców, poczem okrył Kubusia kołdrą, stanął o kilka kroków, założył ręce i przyglądał mu się badawczo.
— Jakże się miewasz, moje dziecko?
— Dobrze, proszę pana.
Benassis przysunął do łóżka stolik na toczonych nogach, wziął z kominka szklankę i flaszeczkę, i sporządził napój domieszawszy do wody parę kropel ciemnego płynu, starannie odmierzając je przy blasku świecy, którą trzymał Genestas.
— Matka coś długo nie wraca.
— Idzie już, proszę pana, rzekło dziecko; słyszę ją na ścieżce.
Lekarz i oficer czekali rozglądając się dokoła siebie. U stóp łóżka leżało posłanie z mchu, bez prześcieradła i bez kołdry: matka spała widocznie na niem w ubraniu. Genestas pokazał palcem to łoże doktorowi, który pochylił lekko głowę, jakby chcąc powiedzieć, że on już nieraz podziwiał to macierzyńskie poświęcenie. Stuk sabotów rozległ się w podwórzu: lekarz wyszedł.
— Moja Kolasowa, trzeba będzie czuwać nad Kubusiem dziś w nocy. Gdyby się skarżył na duszność, da mu się pani napić tego, co zostawiłem w szklance na stole. Niech mu pani nie daje pić naraz więcej niż dwa albo trzy łyki. Ta szklanka powinna