Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/128

Ta strona została przepisana.

wystarczyć na całą noc. Zwłaszcza niech pani nie rusza flaszeczki; a przedewszystkiem zmieńcie mu bieliznę. Cały jest w potach.
— Nie mogłam wyprać koszul dzisiaj, drogi panie, musiałam zanieść konopie do Grenobli, bo trza mi było pieniędzy.
— Zatem ja przyślę pani koszulę.
— Więc gorzej jest malcowi? rzekła kobieta.
— Nie spodziewajcie się niczego dobrego, moja Kolasowa. Znów śpiewał mimo mego zakazu. Ale nie łajcie go, nie krzyczcie na niego. No, trzymajcie się. Gdyby się za bardzo skarżył, przyślijcie po mnie sąsiadkę. Do widzenia.
Lekarz przywołał swego towarzysza i poszli ścieżką.
— Ten chłopiec ma suchoty? spytał Genestas.
— Ano tak, odparł Benassis. O ile nie zdarzy się jakiś cud, wiedza jest tu bezsilna. Nasi profesorowie paryscy często nam mówili o zjawisku, którego pan był świadkiem. Pewne choroby tego typu powodują w organach głosu zmiany, pod wpływem których głos chorego osiąga chwilowo doskonałość niedościgłą dla żadnego wirtuoza. — Smutny pan dziś dzień ze mną spędził, rzekł lekarz, skoro znaleźli się na koniach. Wszędzie cierpienie i wszędzie śmierć, ale też wszędzie rezygnacja. Wieśniacy umierają wszyscy filozoficznie; cierpią, milczą, i kładą się nakształt zwierząt. Ale nie mówmy już o śmierci i przyśpieszmy kroku. Trzeba nam zdążyć przed nocą do miasteczka, abyś pan mógł zobaczyć nową dzielnicę.
— Oho! pali się gdzieś, rzekł Genestas pokazując punkt na górze, skąd wznosił się snop płomieni.
— To nie jest niebezpieczny ogień. To pewnie nasz wapniarz wypala partję wapna. Ten świeży przemysł pozwala nam zużytkowywać chrust.
Naraz rozległ się strzał, Benassis wydał mimowolny krzyk gniewu i rzekł z gestem zniecierpliwienia:
— Jeżeli to Butifer, zobaczymy kto z nas dwu okaże się silniejszy.