Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/131

Ta strona została przepisana.

— Butifer, ciągnął Benassis, sumienie musi ci robić wyrzuty. Jeżeli wrócisz do dawnego rzemiosła, znów znajdziesz się za kratą. Żadna protekcja nie zdoła cię wówczas uchronić od galer; będziesz napiętnowany, shańbiony. Przyniesiesz mi jeszcze dziś wieczór tę fuzję, ja ci ją schowam.
Butifer konwulsyjnym ruchem przycisnął lufę do siebie.
— Ma pan słuszność, panie wójcie, rzekł. Zawiniłem, złamałem przysięgę, jestem podły pies. Moja fuzja powinna iść do pana, ale weźmie ją pan w spadku po mnie, skoro mi ją pan zabierze. Ostatni wystrzał z niej roztrzaska mi głowę. Cóż pan chce, zrobiłem co pan kazał, siedziałem spokojnie przez zimę; ale na wiosnę, natura się odezwała. Nie umiem orać, nie mam serca trawić życia na tuczeniu drobiu, nie umiem schylać się aby okopywać jarzyny, ani śmigać batem z woza, ani czyścić konia zgrzebłem, mamż więc umierać z głodu? Dobrze mi jest tylko tam w górze, rzekł po pauzie pokazując góry. Siedzę tu od tygodnia, zobaczyłem jedną giemzę i giemza jest tu, rzekł pokazując szczyt skały; jest tu, do pańskich usług! Mój dobry panie Benassis, niech mi pan zostawi moją fuzję. Niech pan posłucha, jakem Butifer, wyniosę się stąd, pójdę w Alpy, gdzie myśliwi nic mi nie powiedzą: przeciwnie, powitają mnie z radością. Zdechnę tam w jakim lodowcu. Et, mówmy szczerze, wolę spędzić rok albo dwa tam w górach, nie natykając się ani na policję, ani na celnika, ani na leśnego, ani na prokuratora, niż gnić sto lat w tych bajorach. Jedynie pana będę żałował, innych niech wszyscy czarci porwą. Pan gadasz prawdę w oczy, ale przynajmniej nie gubisz człowieka.
— A Ludka? rzekł Benassis.
Buitifer zamyślił się.
Słuchaj, chłopcze, rzekł Genestas, naucz się pisać, czytać, przyjdź do mego pułku, siadaj na koń, zostań karabinjerem. Skoro raz zagra trąbka na jaką przyzwoitą wojenkę, przekonasz się,