Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/154

Ta strona została przepisana.

torzy mrożonej galaretki z mięsa mogli sobie podjeść do syta, że kobiety są tam naogół zimne, i że jedyna rzecz która była naprawdę nieprzyjemna, to to, że się nie miało ciepłej wody do golenia. Słowem, opowiadał błazeństwa tak pocieszne, że nawet stary furjer, który miał nos odmrożony i którego nazywano niedonoskiem, śmiał się serdecznie.
— Cyt! rzekł Benassis, jesteśmy na miejscu. Idę pierwszy, niech pan idzie za mną.
Weszli na drabinę i zaszyli się w siano, nad głowami całego zebrania, które mogli dobrze widzieć, nie spostrzeżeni przez nikogo. Uczestnicy wieczornicy skupieni byli gromadkami dokoła kilku świec: parę kobiet szyło, inne przędły, większość siedziała bezczynnie z wyciągniętą szyją, z głową i oczami obróconemi w stronę starego chłopa, który coś opowiadał.
Mężczyźni przeważnie stali albo leżeli na sianie. Grupy te, pogrążone w głębokiem milczeniu, zaledwie oświecał mdły blask świec, otoczonych słoikami wody. W promieniu tego światła skupiły się pracownice. Góra była ciemna i czarna; rozmiar stodoły osłabiał jeszcze te blaski, które barwiły nierównomiernie głowy, tworząc malowniczą grę światłocienia. Tu błyszczało bronzowe czoło i jasne oczki ciekawej wieśniaczki: ówdzie smuga światła odcinała surowe czoła starców, rysując fantastycznie ich znoszone i wypełzłe suknie. Wszyscy ci ludzie, wsłucham w rozmaitych pozach, wyrażali nieruchomemi fizjognomjami zupełne pochłonięcie opowiadaniem. W tym ciekawym obrazie malował się potężny wpływ, jaki na wszystkie umysły wywiera poezja. Żądając od opowiadającego rzeczy cudownych a zawsze prostych, albo niemożliwości prawie-że wiarogodnych, czyż wieśniak nie okazuje się miłośnikiem najczystszej poezji?
— Mimo że ten dom wyglądał bardzo podejrzanie (opowiadał wieśniak w chwili gdy dwaj nowi słuchacze umieścili się tak aby go słyszeć), biedna garbuska tak się zmęczyła dźwiganiem konopi na targ, że weszła, tem bardziej że robiła się już noc. Po-