Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/172

Ta strona została przepisana.

na dwie mile, paliło się przez dwa dni. Pałace padały jak dachówki! Deszcz żelaza, roztopionego ołowiu, aż strach było patrzeć. Mogę to wam dziś powiedzieć, to była łuna naszej klęski. Cysarz powiada: „Dość już tego. Wszyscy moi ludzie zostaliby tutaj. Posiedliśmy tyle aby spocząć krzynkę i skrzepić trochę swoją padlinę, bo zmęczeni byliśmy dokumentnie. Zabieramy złoty krzyż który był na Kremlu, no i każdy żołnierz wyniósł mały mają teczek. Ale za powrotem zima przyszła o miesiąc wcześniej, czego te osły uczeni dotąd nie umieli wytłómaczyć; zimno zaczyna nas szczypać w łydki. Niema już armji, rozumiecie? niema generałów, nawet sierżantów. Odtąd zaczęło się królowanie nędzy i głodu, królestwo w którem naprawdę wszyscy byliśmy równi!
„Myślało się tylko o tem aby wrócić do Francji; człowiek się nie schylał aby podnieść fuzję albo pieniądze, każdy szedł przed siebie, trzymając broń jak sam chciał, nie dbając o sławę. Przytem czas był tak szkaradny, że cesarz nie mógł dojrzeć swojej gwiazdy. Było coś pomiędzy niebem a nim. Biedny człowiek, jak jego to musiało boleć, patrzeć na swoje orły lecące precz od zwycięstwa. Dało mu szkołę, niema co!
„Przychodzi Berezyna. Tutaj, moi kochani ludzie, można wam zaręczyć na to co jest najświętszego, na honor, że od czasu jak istnieją ludzie, nigdy przenigdy nie widziano podobnej mamałygi z wojska, furgonów, artylerji, w podobnym śniegu, pod równie szelmoskiem niebem. Lufa parzyła cię w rękę kiedyś się jej dotknął, tak było zimno. Tam-to armję ocalili pontonierzy, którzy wytrwali dzielnie na posterunku. Tam gracko się sprawił nasz Gondrin, jeden dziś żywy z tych djabłów dość zawziętych na to aby wieść w wodę i budować mosty po których armja przeszła, i ocalić się od Rusków, którzy jeszcze mieli respekt przed Wielką Armją, niby przez dawne zwycięstwa. Tak (rzekł, wskazując Gondrina, który patrzał nań z uwagą właściwą głuchym), Gondrin to żołnierz całą gębą, sam honor żołnierski, który zasługuje na wasz najwyższy szacunek.