Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/178

Ta strona została przepisana.

Cała wieczornica rzuciła się do drzwi, aby jeszcze zobaczyć majora; przy blasku księżyca ujrzeli, jak odchodzi pod ramię z lekarzem.
— Narobiłem głupstw, rzekł Genestas. Wracajmy prędko! Te orły, te armaty, bitwy!... Nie wiedziałem już sam, gdzie jestem.
— I cóż, co pan powiada o moim Goguleacie? spytał Benassis.
— Panie, przy takich bajarzach, Francja zawsze będzie zdolna urodzić czternaście armji Republiki i zacząć rozmowę na armaty z Europą. Oto moje zdanie.
Rychło przybyli do domu i znaleźli się niebawem w salonie przy kominku, gdzie zagasły ogień rzucał jeszcze słabe odblaski. Mimo dowodów zaufania jakich doznał ze strony lekarza, Genestas wahał się jeszcze zadać mu ostatnie pytanie, które mogło się wydać niedyskretne: ale gdy od czasu do czasu rzucał nań badawcze spojrzenie, lekarz zachęcił go owym miłym uśmiechem, który zwykł krasić wargi ludzi naprawdę silnych. Uśmiechem tym Benassis zawczasu niejako odpowiadał przychylnie na pytanie. Zaczem, major rzekł:
— Proszę pana, życie pańskie tak bardzo różni się od życia przeciętnych ludzi, że nie zdziwi się pan, gdy ośmielę spytać o przyczyny pańskiego zagrzebania się tutaj. Jeżeli moja ciekawość wyda się panu niewłaściwa, przyzna pan, że jest bardzo naturalna. Słuchaj pan! Miałem kolegów, których nigdy nie tykałem, nawet po kilku wspólnie odbytych kampanjach: miałem znowu innych, którym mówiłem: „Idź odebrać nasz żołd u kasjera!“ w trzy dni po wspólnem upiciu się, co się może zdarzyć najporządniejszym ludziom na obowiązkowej bibie. Otóż pan jesteś jeden z tych, do których uczułem przyjaźń nie czekając ich pozwolenia i nie wiedząc nawet dobrze czemu.
— Kapitanie Bludeau...
Od jakiegoś czasu, za każdym razem gdy lekarz wymieniał fałszywe nazwisko przybrane przez jego gościa, ten mimowoli krzywił się lekko. Benassis spostrzegł ten wyraz przykrości i popatrzał