Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/190

Ta strona została przepisana.

następnie pytałem sam siebie, poco to nawiązywać? Dostawałem wśród tego listy oddychające szczerą tkliwością; ale w dwudziestu-dwu leciech młody człowiek wyobraża sobie że kobiety są jednako czułe; nie umie jeszcze rozróżnić między sercem a namiętnością, mięsza wszystko w upojeniach rozkoszy, która obejmuje zrazu wszystko. Później dopiero, lepiej poznawszy ludzi i życie, zdołałem ocenić, ile było prawdziwej szlachetności w tych listach, w których nigdy wzgląd osobisty nie mięszał się do wyrazu uczuć. Ona cieszyła się mojem bogactwem dla mnie, ubolewała nad niem dla siebie; nie przypuszczała abym się mógł odmienić, bo sama była niezdolna do zmiany.
„Ja tymczasem już się oddawałem ambitnym rachubom, myślałem o rozkoszach dostatniego życia, o stanowisku, o dobrem małżeństwie. Mówiłem sobie poprostu: „Ona mnie bardzo kocha“ z chłodem zadowolonej dumy. Już się trapiłem, jak się uwolnię od tej miłości. Ten kłopot, ten wstyd, prowadzą do okrucieństwa: aby nie musieć rumienić się przed swą ofiarą, człowiek, który zrazu ją zranił, dobija ją. Kiedy cię później zastanawiałem nad temi dniami obłędu, poznałem wiele przepaści ludzkiego serca. Tak, niech mi pan wierzy, najgłębiej poznali występki i cnoty natury ludzkiej ci, którzy je studjowali z dobrą wiarą w sobie samych. Punktem wyjścia jest tu sumienie. Idziemy od siebie do ludzi, nigdy od ludzi do siebie.
„Kiedy wróciłem do Paryża, zajechałem do pięknej willi, którą kazałem wynająć, nie uprzedzając ani o swojej odmianie ani o swym powrocie jedynej osoby, którą one obchodziły. Pragnąłem odgrywać rolę w kołach złotej młodzieży. Zakosztowawszy przez pierwsze dni słodyczy bogactwa i opiwszy się niemi dostatecznie aby się nie obawiać swej słabości, zaszedłem do biednej ofiary, którą chciałem porzucić. Z właściwą kobietom subtelnością odgadła moje tajemne uczucia i ukryła przedemną łzy. Musiała mną gardzić; ale, zawsze dobra i słodka, nigdy nie okazała mi swej wzgardy. Ta wyrozumiałość była mi bardzo