Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/197

Ta strona została przepisana.

Zrozumiałem wówczas, w jaki sposób jego matka mogła żyć i znosić swoje nieszczęścia.
„Oto, proszę pana, największe wydarzenie mego życia. Przychodzę do katastrofy, która mnie rzuciła w ten zakątek. Teraz opowiem panu historję najpospolitszą i najprostszą w świecie, ale dla mnie najokropniejszą. Poświęciwszy przez kilka lat wszystkie starania dziecku, z którego chciałem zrobić człowieka, przeraziłem się swoją samotnością; syn mój dorastał, niebawem miał mnie opuścić. Miłość była w mojej duszy jedyną sprężyną istnienia. Czułem potrzebę kochania; potrzeba ta, wciąż oszukiwana, odradzała się tem silniej i rosła z wiekiem. Skupiały się we mnie w tej chwili wszystkie warunki prawdziwego przywiązania. Przeszedłem ciężkie doświadczenia, rozumiałem i rozkosz stałości i szczęście zmienienia ofiary w przyjemność; kobieta kochana miała być zawsze pierwszą w moich myślach i czynach. Upajałem się marzeniami o miłości tak pewnej, o miłości której wzruszenia tak przeniknęły dwoje istot, że szczęście przeszło w ich życie, spojrzenia, słowa, i nie sprawia żadnego wstrząsu. Taka miłość jest wówczas w życiu tem, czem uczucie religijne w duszy; ożywia ją, podtrzymuje i oświeca. Rozumiałem miłość małżeńską inaczej niż ją rozumie większość ludzi; uważałem że jej piękność, jej wspaniałość, spoczywają właśnie w tem od czego ona ginie w większości małżeństw. Odczuwałem żywo dostojeństwo moralne życia we dwoje, natyle zespolonego, aby najcodzienniejsze sprawy nie były przeszkodą do trwałości uczuć. Ale gdzie znaleźć serca o biciu tak doskonale izochronicznem (daruj mi pan to naukowe określenie), aby dojść do tego niebiańskiego zespolenia? Jeżeli takie istnieją, natura czy los rzuca je tak daleko od siebie, iż nie mogą się połączyć, spotykają się za późno, albo też śmierć rozdziela je zbyt wcześnie. Ta fatalność musi mieć swoją myśl, ale nigdy nie zastanawiałem się nad nią. Zanadto mi dolega moja rana, abym się w nią mógł zagłębiać. Może doskonałe szczęście jestto dziwotwór, któryby nie utrwalił naszego gatunku.