Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/230

Ta strona została przepisana.

razem piękny owal tej szlachetnej fizjognomji. Dziecko — żywy portret matki — miało po niej oliwkową cerę i piękne czarne oczy, inteligentne i melancholijne zarazem. Cała uroda polskiej Żydówki odzwierciedlała się w tej głowie, pokrytej obfitemi puklami włosów i zbyt rozwiniętej w stosunku do wątłego ciała.
— Czy dobrze sypiasz, chłopcze? spytał lekarz.
— Tak, proszę pana.
— Pokaż mi swoje kolana, odsuń spodnie.
Adrjan, rumieniąc się, odpiął podwiązkę i pokazał kolano, które lekarz starannie obmacał.
— Dobrze. Mów, krzycz, krzycz mocno! Adrjan krzyknął.
— Dosyć. Podaj mi ręce...
Chłopiec podał miękkie i białe ręce, z niebieskiemi żyłkami jak u kobiety.
— W jakiem kolegjum byłeś w Paryżu?
— U Świętego Ludwika.
— Czy prowizor czytywał brewiarz w nocy?
— Owszem, czytał.
— Więc nie zasypiałeś zaraz?
Adrjan nie odpowiedział, Genestas zaś rzekł do lekarza:
— Ten prowizor, to zacny ksiądz; to on mi doradził, abym odebrał chłopca z powodu zdrowia.
— Ano, rzekł Benassis zatapiając jasne spojrzenie w drżące oczy Adrjana, jest jeszcze rada. Tak, zrobimy człowieka z tego dziecka. Będziemy żyli razem, jak dwaj koledzy, mój chłopcze. Będziemy się kładli spać i wstawali wcześnie. Nauczę pańskiego syna, majorze, jeździć konno. Po miesiącu lub dwóch, poświęconych na to aby mu naprawić żołądek mleczną dietą, postaram mu się o pozwolenie na broń myśliwską i oddam go w ręce Butifera: pójdą we dwójkę polować na giemzy. Daj, majorze, swemu synowi cztery czy pięć miesięcy życia z naturą, a nie poznasz go potem. Butifer będzie szczęśliwy, znam tego hultaja! Zaprowadzi