na ziemi, że nic mi się nie powiedzie nigdy, że zostanę jak dotąd bez żadnej żywej istoty, że nie ujrzę w niczyich oczach przyjaznego spojrzenia. Siedziałam tam całą noc pod gołem niebem, prosząc Boga aby się nademną zlitował. Kiedy wróciłam na gościniec, ujrzałam małego dziesięcioletniego żebraka bez rąk. Bóg mnie wysłuchał, powiedziałam sobie. Nigdy się doń tak gorąco nie modliłam, jak tej nocy. Zaopiekuję się biednym małym, powiedziałam sobie, będziemy żebrali razem, będę mu matką, we dwoje jest jakoś raźniej, będę może miała więcej śmiałości dla niego niż dla siebie! Najpierw malec zdawał się zadowolony; i nic dziwnego, robiłam wszystko co chciał, oddawałam mu co miałam najlepszego, wkońcu stałam się jego niewolnicą; tyranizował mnie, ale zawsze czułam się lepiej niż sama. Ba! jak tylko mały pijaczyna dowiedział się, że mam dwadzieścia franków zaszytych w zapasce, rozpruł mi ją i ukradł mi moją sztukę złota, tę co była na kupno psa, a którą potem chciałam dać na mszę. Dziecko bez rąk! to przerażające! Ta kradzież bardziej mnie zniechęciła do życia, niż wszystko inne. Nie mogłam tedy nic kochać, aby mi nie zmarniało w rękach! Pewnego dnia, ujrzałam ładny koczyk jadący zboczem w stronę Echelles. Siedziała w nim panienka piękna jak święty obrazek i młody panicz podobny do niej. — „Widzisz, jaka ładna dziewczyna?“ rzekł panicz rzucając mi srebrny pieniądz. Pan jeden, panie Benassis, może pojąć, ile radości sprawił mi ten komplement, jedyny jaki w życiu usłyszałam; ale ten panicz nie powinien był mi rzucać pieniędzy! Natychmiast uczułam, że się ze mną coś dzieje, zaczęłam biec ścieżkami najkrótszą drogą i znalazłam się w skałach w Echelles, o wiele przed powozem który jechał sobie powoli pod górę. Ujrzałam młodego panicza, on był zdziwiony że mnie znów widzi, a ja byłam taka rada, że serce tłukło mi się w piersiach. Coś dziwnego ciągnęło mnie ku niemu; kiedy mnie poznał, zaczęłam biec dalej, domyślając się że ta panienka i on zatrzymają się aby się przyjrzeć wodospadowi w Couz: kiedy wysiedli, znowu ujrzeli mnie pod orzechami przy drodze,
Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/235
Ta strona została przepisana.