Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/239

Ta strona została przepisana.

przyjaciół o obecności Cesarza. Napoleon spróbował tedy ostatniego środka, zrobił to co robił na polu bitwy, poszedł do nich nie czekając aż oni przyjdą do niego. Mówicie o zgryzotach, ale nic nie zdoła wam odmalować rozpaczy tych, którzy go kochali dla niego samego.
— Gdzie jest jego tabakierka? spytała Garbarka.
— Jest w Grenobli, w puzderku, odparł major.
— Przyjdę ją zobaczyć, jeżeli pan pozwoli. Pomyśleć, ze pan ma coś, czego on dotykał rękami. Czy ładną miał rękę?
— Bardzo ładną.
— Czy to prawda, że on umarł? spytała. Ale niech mi pan powie prawdziwą prawdę.
— Tak, umarł, moje biedne dziecko.
— Byłam taka mała w roku 1815, że mogłam dojrzeć tylko jego kapelusz, a i tak o mało mnie nie rozdeptali w Grenobli.
— To się nazywa kawa ze śmietanką! rzekł Genestas. No i cóż, Adrjanie, podoba ci się tutaj? czy będziesz odwiedzał panią?
Chłopiec nie odpowiedział, wydawało się ze się boi spojrzeć na Grabarkę. Benassis wciąż przyglądał się chłopcu, jakby chciał czytać w jego duszy.
— Oczywista, że będzie ją odwiedzał, rzekł. Ale wracajmy do domu, muszę wziąć konia, mam dosyć daleką drogę przed sobą. W czasie mej nieobecności będziecie gospodarowali z Agatą.
— Niech pani pójdzie z nami, rzekł Genestas do Grabarki.
— Chętnie, odparła, mam różne rzeczy oddać pani Agacie.
Ruszyli ku domostwu lekarza, a Grabarka, która w towarzystwie stała Się bardzo wesoła, poprowadziła ich ścieżkami przez najdziksze partje.
— Panie oficerze, rzekła, nie powiedział mi pan nic o sobie, a byłabym chciała usłyszeć jakąś przygodę wojenną. To bardzo ładne co pan opowiedział o Napoleonie, ale to mnie zasmuciło... Gdyby pan zechciał być dobry...
— Ma słuszność, rzekł łagodnie Benassis, powinienby nam pan