Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/24

Ta strona została przepisana.

gę. Z biegiem czasu, ziemia, ubita ladajako, popękała i, mimo iż czysta, była chropawa jak skórka pomarańczy. W kominie wisiał chodak napełniony solą, patelnia i kociołek. W głębi stało łóżko z firankami. Dalej parę zydelków, z trzech kijów umocowanych w prostej desce, dzieża do chleba, drewniana chochla do czerpania wody, szkopek i garnuszki na mleko, wrzeciono leżące na dzieży, parę deseczek do robienia sera, czarne ściany, spróchniałe drzwi z zakratowanym otworem, to była cała ozdoba i meble tego ubogiego mieszkania. A teraz, oto dramat, którego świadkiem stał się oficer, w chwili gdy machinalnie uderzał o ziemię szpicrutą, nie podejrzewając że się tu rozegra dramat. Kiedy stara kobieta, ciągnąc za sobą swego zastrupionego benjaminka, znikła za drzwiami, wiodącemi do obory, czworo dzieci, przyjrzawszy się bacznie wojskowemu, postanowiło pozbyć się wieprza. Zwierzę, z którem bawiły się zazwyczaj, zjawiło się w progu; dzieciaki rzuciły się nań tak gwałtownie i wymierzyły mu tyle energicznych policzków, że wieprz zmuszony był ratować się ucieczką. Wygnawszy nieprzyjaciela, dzieci poskoczyły do drzwi; pod ich gromadnym wysiłkiem zardzewiała zasuwka puściła; dzieciaki wdarły się do spiżami, gdzie major, którego ta scena bawiła, ujrzał jak chrupią suszone śliwki. W tej chwili, stara, o twarzy wyschłej jak pergamin i w brudnych łachmanach, weszła, trzymając w ręku garczek mleka dla gościa.
— A nicponie! rzekła. Podbiegła do dzieci i chwytając je kolejno za rękę, pchnęła je do izby, nie odbierając im zresztą śliwek; poczem zamknęła starannie spiżarkę.
— No, no, malcy, bądźcie grzeczni.
— Gdyby na nich nie uważać, zjedliby całą stertę śliwek, hycle! rzekła w stronę Genestasa. Następnie usiadła na zydlu, wzięła zastrupionego chłopca między nogi i zaczęła go czesać, myjąc mu głowę z kobiecą zręcznością i macierzyńską czułością. Czterej mali złodzieje, jedni stojąc, drudzy oparci o łóżko lub o dzie-