Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/246

Ta strona została przepisana.

o dobroczynnej duszy Benassisa. Chciał wejść, aby w jego imieniu dać jałmużnę biednej kobiecie. Przywiązawszy konia do drzewa, bez pukania otworzył drzwi.
— Dzieńdobry, matko, rzekł do starej którą zastał przy kominku z gromadką dzieci, poznajecie mnie?
— Jakżeby nie, panoczku. Przejeżdżał pan tędy wiosną i dał mi pan dwa talary.
— Macie, matko, to dla was i dla dzieci!
— Dziękuję, dobry panie. Niech niebo panu błogosławi!
— Nie dziękujcie mi, te pieniądze zawdzięczacie dobremu panu Benassis.
Stara podniosła głowę i spojrzała na majora.
— Ach, panie, mimo że zostawił cały majątek naszej biednej gminie i że wszyscy jesteśmy jego dziedzicami, straciliśmy nasze największe bogactwo, bo przez niego wszystko się szczęściło w okolicy.
— Żegnajcie, matko, módlcie się za niego! rzekł Genestas rozdawszy dzieciom leciutkie uderzenia szpicrutą.
Następnie, przeprowadzony przez całą małą rodzinę wraz ze starą matką, wsiadł na koń i odjechał. Jadąc, napotkał szeroką ścieżkę, która wiodła do Grabarki. Dojechał do skrętu, skąd widać było dom; ale nie bez wielkiego niepokoju ujrzał, że drzwi i okienice są zamknięte: wówczas wjechał w gościniec, którego topole były ogołocone z liści. Ujrzał starego rolnika, który, w odświętnem niemal ubraniu, szedł wolno sam, bez narzędzi.
— Dzieńdobry, ojcze Moreau.
— Dzieńdobry panu! A, coś mi się majaczy, dodał stary po chwili milczenia. To pan jest ten przyjaciel nieboszczyka naszego wójta. Och, panie, czy nie lepiejby było, gdyby Pan Bóg zabrał takiego starego niedołęgę jak ja? Ja tu nie jestem niczem, gdy on był weselem wszystkich.
— Czy wiecie, czemu niema nikogo u Grabarki?