rzyły dźwiękiem ostróg uszy nawykłe do jednostajnego chodu nóg wieśniaczych, stojący człowiek odwrócił się ku Genestasowi ze zdziwieniem, które podzieliła i stara.
— Nie potrzebuję, rzekł wojskowy, pytać, czy pan jest doktór Benassis. Jestem tu obcy, pilno mi było pana widzieć, daruje pan tedy, że przybyłem pana odnaleźć na polu bitwy, miast czekać na niego w domu. Proszę sobie nie przerywać, niech pan robi swoje. Skoro pan skończy, powiem co mnie sprowadza.
Genestas przysiadł na krawędzi stołu i zamilkł. Ogień rozświecił chatę blaskiem żywszym niż blask słońca, którego promienie, łamiące się o szczyty gór, nigdy nie dochodzą w to miejsce. Przy blasku ognia, którego płomień podsycało kilka gałęzi choiny, żołnierz ujrzał twarz człowieka, którego — wiedziony tajemnym celem — starał się przejrzeć na wylot. Pan Benassis, lekarz miejscowy, stał z rękami założonemi na piersiach; wysłuchał spokojnie majora, oddał mu ukłon, i obrócił się ku choremu, nie domyślając się że jest przedmiotem tak ścisłej obserwacji.
Benassis był średniego wzrostu, pleczysty i szeroki w piersiach.
Obszerny zielony surdut, zapięty pod szyję, nie pozwolił oficerowi dojrzeć charakterystycznych szczegółów postawy i wzięcia: mrok natomiast i nieruchomość tem bardziej uwydatniły samą twarz, w tej chwili silnie oświeconą blaskiem płomienia. Fizjognomja tego człowieka podobna była do twarzy satyra: to samo zlekka wysklepione czoło, sfalowane mniej lub więcej znaczącemi guzami, ten sam zadarty nos inteligentnie rozszczepiony na końcu, te same wystające policzki. Usta były wygięte, wargi czerwone i pełne, broda wystająca. Ciemne oczy, płonące żywem spojrzeniem, któremu perłowy kolor białka przydawał jeszcze blasku, zdradzały przygasłe namiętności. Włosy, niegdyś czarne a teraz siwe, głębokie zmarszczki na twarzy oraz pobielałe już krzaczaste brwi, gruby i poznaczony żyłkami nos, żółta i pocentkowana czerwonemi plamami cera, wszystko w nim zwiastowało pięćdziesiąt lat oraz ciężkie trudy rzemiosła. Oficer mógł się tylko domyślać pojemności kwadratowej
Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/32
Ta strona została przepisana.