Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/45

Ta strona została przepisana.

fasadę od strony ogrodu. Ogród ten, podzielony na cztery równe kwadraty ścieżkami które tworzyły krzyż, kończył się grabowym szpalerem, stanowiącym radość byłego właściciela. Wojskowy usiadł na spróchniałej drewnianej ławce, nie widząc ani wina, ani szpalerów, ani jarzyn, o które Agata dbała wielce przez tradycję smakosza-księżuli, któremu zawdzięczał istnienie ten szacowny ogród, dość obojętny lekarzowi.
Przerywając banalną rozmowę, od której rozpoczął, major zagadnął:
— Jak pan to osiągnął, aby potroić w dziesięć lat ludność tej doliny, gdzie pan zastał siedemset dusz, a która, jak pan powiada, liczy dziś przeszło dwa tysiące?
— Jest pan pierwszy, który mi zadaje to pytanie, odparł lekarz. O ile celem moim było możliwie najwyżej podnieść ten kawałek ziemi, o tyle w mojem czynnem życiu nie miałem czasu zastanawiać się nad sposobem, w jaki, na podobieństwo owego kwestarza, ugotowałem, w powiększeniu, zupę z gwoździa. Nawet pan Gravier, nasz dobroczyńca, którego miałem szczęście wyleczyć, nie pomyślał o teorji, zwiedzając ze mną nasze góry aby się przyjrzeć owocom praktyki.
Zapanowała chwila milczenia. Benassis zadumał się nie zważając na bystre spojrzenie, jakiem gość usiłował go przeniknąć.
— Jak się to wszystko stało, drogi panie? odparł. Ależ z pewnością poprostu na mocy prawa łączności między naszemi potrzebami a środkami ich zaspokojenia. W tem mieści się wszystko. Ludy bez potrzeb są ubogie. Kiedy się osiedliłem w tem miasteczku, było tu sto trzydzieści rodzin chłopskich, a w dolinie około dwustu. Władze miejscowe, zgodnie z powszechną nędzą, składały się z wójta, który nie umiał pisać; z jego zastępcy, rolnika mieszkającego daleko od gminy; z sędziego pokoju, biedaka żyjącego ze swej płacy i zostawiającego z konieczności prowadzenie aktów swemu pisarzowi, drugiemu nędzarzowi zaledwie zdolnemu pojąć swoje czynności. Dawny proboszcz umarł licząc sie-