Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/60

Ta strona została przepisana.

rzy abonują dzienniki. Znajdzie pan jeszcze, zapewne, biedaków w naszym kantonie; widzę ich z pewnością aż za wielu, ale nikt tu nie żebrze, jest roboty dla wszystkich. Zmęczę pod sobą codziennie dwa konie objeżdżając chorych; mogę wędrować bezpiecznie o każdej porze dnia i nocy w promieniu pięciu mil, a ktoby chciał do mnie strzelić, sam nie zostałby dziesięciu minut przy życiu. Ciche przywiązanie mieszkańców, oto wszystko, co osobiście zyskałem na tych zmianach; poza przyjemnością, że słyszę jak każdy na mój widok powiada radośnie: „Witajcie, panie Benassis!“ Pojmuje pan, że majątek, mimowoli zebrany z moich wzorowych ferm, jest w moich rękach środkiem a nie celem.
— Gdyby pan w każdej gminie znalazł naśladowców, drogi panie, Francja byłaby wielka i mogłaby sobie drwić z Europy.
— Ale ja pana tu trzymam od pół godziny, jest już prawie noc, chodźmy do stołu.
Od strony ogrodu dom lekarza przedstawia fasadę o pięciu oknach na każdem piętrze. Składa się z parteru, na którym wznosi się pierwsze piętro, pokryte dachówką, o wystających dymnikach. Zielone okienice odbijają od szarych murów, po których pnie się poprzecznie wino, tworząc między piętrami rodzaj naturalnego fryzu. Na dole pod murem wegetuje smutnie kilka róż bengalskich, nawpół zatopionych w deszczówce cieknącej z dachu nie posiadającym rynien. Wchodząc przez wielką sień, która tworzy przedpokój, ma się po prawej salon o czterech oknach wychodzących częścią na dziedziniec, częścią na ogród. Ten salon, — z pewnością przedmiot wielu oszczędności i nadziei biednego nieboszczyka, — ma podłogę, drewnianą buazerję i dywany z przed dwóch stuleci. Duże i szerokie fotele, pokryte materją w kwiaty, stare złocone świeczniki na kominku, oraz firanki z sutemi chwastami, świadczyły o zamożności zmarłego proboszcza. Benassis dopełnił tego umeblowania, któremu nie zbywało na charakterze, dwiema rzeźbionemi konsolami, umieszczonemi między oknami naprzeciwko siebie, oraz szyldkretowym zegarem, inkru-