Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/69

Ta strona została przepisana.

— Trudno, zawołał wesoło Benassis, trzeba nam wstać od stołu.
Wstał. Mimo nalegań gospodarza, Genestas rzucił serwetę i zaklął się po wojskowemu, że nie będzie jadł bez gospodarza. Jakoż poszedł grzać się do salonu, myśląc o utrapieniach, jakiemi obciążony jest nieuchronnie każdy zawód człowieka.
Benassis wrócił niebawem i dwaj przyszli przyjaciele zasiedli do stołu.
— Taboureau chciał się przed chwilą z panem widzieć, rzekła Agata przynosząc półmiski które trzymała ciepłe.
— Któż tam jest u niego chory? spytał.
— Nikt, proszę pana, chce się poradzić o siebie, mówił że jeszcze wróci.
— Dobrze. Ten Taboureau, dodał Benassis zwracając się do Genestasa, to jest dla mnie istny traktat filozofji. Niech pan mu się dobrze przyjrzy, kiedy tu będzie: ubawi się pan. Był to wyrobnik, dzielny człowiek, oszczędny, z tych co mało jedzą a dużo pracują. Skoro tylko hultaj poczuł przy duszy parę talarów, inteligencja jego się rozwinęła, popłynął z prądem na jaki skierowałem tę ubogą okolicę, starał się skorzystać z niego aby się wzbogacić. W ośm lat zebrał duży majątek, duży jak na tę mieścinę. Może posiada teraz czterdzieści tysięcy franków. Ale mógłby pan sto lat zgadywać, a nie zgadłby pan, jak on doszedł do tej sumy. Jest lichwiarzem, zajadłym lichwiarzem, a lichwa jego tak sprytnie jest skombinowana z interesami wszystkich mieszkańców, że straciłbym tylko czas, gdybym chciał rozwiać ich złudzenie co do korzyści, jakie widzą w swoich stosunkach z imć panem Taboureau. Kiedy ten filut ujrzał, że wszyscy chwycili się uprawy roli, coprędzej zakupił w okolicy trochę ziarna, aby dostarczać biedakom nasion których im potrzeba. Tu jak wszędzie, chłopi, a nawet niektórzy właściciele folwarków, nie mieli dosyć pieniędzy aby kupić ziarna na zasiew. Jednym, imć Taboureau pożyczał worek jęczmienia, za który mu po żniwach oddawali worek żyta; innym korzec