Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/70

Ta strona została przepisana.

zboża za korzec mąki. Dzisiaj rozszerzył ten osobliwy handel na cały departament. Jeśli go nic nie wstrzyma w drodze, dojdzie może do miljona. I ot, drogi panie, wyrobnik Taboureau, dzielny chłopak, uczynny, zgodny, usłużył każdemu kto go poprosił; ale, w miarę rosnących zysków, pan Taboureau zrobił się drapieżny, pieniacz, zadzierający nosa. Im bardziej się bogacił, tem bardziej się psuł. Skoro tylko chłop przechodzi z życia w pracy do życia w dostatku, albo do posiadłości ziemskiej, staje się nieznośny. Istnieje klasa nawpół uczciwa nawpół zepsuta, wpół oświecona wpół ciemna, która zawsze będzie plagą wszystkich rządów. Ujrzy pan potrosze ducha tej klasy w panu Taboureau, człowieku prostym na pozór, nawet ciemnym, ale głębokim i przebiegłym gdy idzie o jego interesy.
Odgłos ciężkich kroków oznajmił przybycie lichwiarza.
— Wejdźcie, Taboureau! zawołał Benassis.
Uprzedzony w ten sposób przez lekarza, major przyjrzał się chłopu. Ujrzał chudego, przygarbionego człowieka z wypukłem, bardzo pomarszczonem czołem. Ta zapadła twarz zdawała się jakby prześwidrowana małemi szaremi oczkami, nakrapianemi czarno. Usta lichwiarza były zaciśnięte, a ostra broda zbliżała się do ironicznie zakrzywionego nosa. Wystające policzki zdradzały ślady wędrownego życia oraz faktorską przebiegłość. Włosy były już szpakowate. Miał na sobie dość schludny niebieski surdut, którego kwadratowe kieszenie odstawały na biodrach; z pod rozwartych pół wyglądała biała kamizelka w kwiaty. Stał, opierając się na lasce zakończonej wielką gałką. Mimo protestów Agaty, mały bonoński piesek wszedł za nim i położył się u jego stóp.
— No i co, co tam takiego? spytał Benassis.
Taboureau spojrzał nieufnie na nieznajomą postać siedzącą przy stole lekarza i rzekł:
— To nie chodzi o chorobę, panie wójcie: ale pan umie równie dobrze leczyć choroby kieszeni jak ciała, przyszedłem się tedy poradzić w małej sprawie którą mam z jednym z Saint-Laurent.