— Trzymaj się pani, moja biedna parni Pelletier, mówiła tamta.
— Moja droga pani, kiedy się przeżyło dwadzieścia pięć lat z człowiekiem, ciężko jest się rozstać! I oczy jej zwilżyły się łzami. Płacisz pani dziesiątkę, dodała po pauzie, wyciągając rękę do sąsiadki.
— A prawda, zapomniałam, rzekła tamta podając pieniądz. No, niech się pani pocieszy, pani sąsiadko. A oto pan Benassis.
— No i cóż, moja matko, lepiej wam? spytał lekarz.
— Ano, mój drogi panie, rzekła płacząc, trza jakoś żyć. Powiadam sobie, że mój nieborak już nie będzie cierpiał. Tyle się nacierpiał! Ale niechże panowie wejdą. Kuba! dawaj panom krzesła. No, rusz się. Nie wskrzesisz biednego ojca, choćbyś tu stał i sto lat! A teraz trzeba ci będzie pracować za dwóch.
— Nie, nie, matusiu, zostawcie syna w spokoju, nie będziemy siadali. Macie bodaj chłopca, który będzie dbał o was i potrafi zastąpić ojca.
— Idźże się ubierz, Kuba, krzyknęła wdowa, tylko patrzeć przyjdą po niego.
— No, bądźcie zdrowi, matko, rzekł Benassis.
— Kłaniam się uniżenie.
— Widzi pan, rzekł lekarz, tutaj śmierć jest brana jako wypadek przewidziany, który nie tamuje biegu życia rodzinnego. Nawet nie będą nosili żałoby. Na wsi nikt nie chce ponosić tego wydatku, czyto z biedy, czy przez oszczędność. Na wsi tedy żałoba nie istnieje. Otóż, drogi panie, żałoba to nie jest ani zwyczaj ani prawo: to o wiele więcej: to instytucja, mająca związek ze wszystkiemi prawami, których przestrzeganie płynie z jednego źródła: moralności. Otóż, mimo wszelkich wysiłków, ani mnie ani księdzu Janvier nie udało się wytłumaczyć naszym wieśniakom, jak ważną rolę grają zewnętrzne objawy w utrzymaniu porządku społecznego. Ci poczciwi ludzie, zaledwie wczoraj wyzwoleni, nie są jeszcze zdolni ogarnąć nowych związków, które winny ich ze-
Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/79
Ta strona została przepisana.