Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/83

Ta strona została przepisana.

się poniżej tego wierzchołka i okalają go nierówno na przestrzeni jakichś stu morgów. Od południa oko obejmuje, poprzez szeroką przełęcz Maurienne, Delfinat, skały Sabaudji oraz dalekie góry Lyonnais. W chwili gdy Genestas ogarniał okiem ten widnokrąg, wówczas obficie skąpany wiosennem słońcem, rozległy się żałosne krzyki.
— Chodźmy, rzekł Benassis, zaczęły się Śpiewy. Śpiewami nazywają tę część pogrzebowego obrzędu.
Zaczem wojskowy ujrzał, na zachód od szczytu, zabudowania dużej fermy, tworzące regularny czworobok. Sklepiona granitowa brama uderza swym dostojnym wyglądem, do którego przyczynia się jeszcze starożytny charakter całej budowli, stare drzewa które ją otaczają i rośliny rosnące w jej szczelinach. Dom mieszkalny jest w podwórzu, po obu jego stronach śpichrze, owczarnie, obory, stajnie, wozownie, pośrodku zaś wielka sadzawka pełna gnoju. Dziedziniec ten, zazwyczaj tak ożywiony w bogatych i ludnych fermach, był w tej chwili cichy i martwy. Brama była zamknięta, zwierzęta siedziały w swoich zagrodach, skąd zaledwie słychać było ich głosy. Stajnie, obory, wszystko było starannie zamknięte. Droga wiodąca do domu była czysto zamieciona. Ten doskonały porządek, tam gdzie zwykle panował nieład, ten brak ruchu i ta cisza w miejscu tak zgiełkliwem, spokój gór, cień padający od szczytu, wszystko to miało jakąś przejmującą wymowę. Jakkolwiek nawykły do silnych wrażeń, Genestas zadrżał mimowoli na widok kilkunastu osób obojej płci, zapłakanych, stojących pod drzwiami świetlicy i wydających okrzyk: „Pan umarł!“ Okrzyk ten powtórzyli dwa razy z przejmującą zgodnością intonacji, w czasie gdy Genestas mijał podwórze. Na ten krzyk odpowiedziały jęki z wewnątrz i głos kobiecy dał się słyszeć przez okno.
— Nie śmiem zamącić mem zjawieniem się tej boleści, rzekł Genestas.
— Ja zawsze, odpowiedział lekarz, odwiedzam rodziny do-, tknięte śmiercią, bądź aby się przekonać czy boleść nie spowodo-