Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/93

Ta strona została przepisana.

— Trzeba się upominać na nowo, kolego. Przy protekcji, niepodobna, abyś nie uzyskał sprawiedliwości.
— Sprawiedliwości! wykrzyknął stary pontonjer tonem, który przejął dreszczem lekarza i majora.
Nastała chwila milczenia. Dwaj jeźdźcy spoglądali na ten szczątek żołnierzy z bronzu, jakich Napoleon wybrał sobie z pośród trzech generacyj. Gondrin stanowił zaiste piękny okaz tej niespożytej masy, która pękła ale się nie rozpadła. Ten stary człowiek miał zaledwie pięć stóp wzrostu. Pierś i ramiona były niezwykle szerokie. Twarz jego, ogorzała, poorana zmarszczkami, zapadła ale muskularna, zachowała jeszcze ślady marsowego wejrzenia. Wszystko było w nim twarde: czoło zdawało się wykute z kamienia; skąpe i siwe włosy opadały mdło, jakby już brakło życia tej zmęczonej głowie; ramiona, porośnięte zarówno jak pierś która wyglądała z pod zgrzebnej koszuli, zwiastowały niepospolitą siłę. Stał na kabłąkowatych nogach jak na niewzruszonej podstawie.
— Sprawiedliwości! powtórzył, nigdy nie będzie jej dla nas! My nie mamy adwokatów, którzyby się upominali o to co się nam należy. Że zaś trzeba napełnić żywot, rzekł uderzając się po brzuchu, nie mamy czasu czekać. Otóż, ponieważ piękne słówka ludzi którzy się wygrzewają po biurach nie zdolne są nakarmić człowieka, przybyłem tu aby pobierać swój żołd z ogólnych funduszów, rzekł trącając błoto łopatą.
— Mój stary kolego, to nie może tak zostać, rzekł Genestas. Winien ci jestem życie i byłbym niewdzięcznikiem gdybym ci nie pomógł! Ja pamiętam, żem przeszedł po moście Berezynę, znam kilku zuchów którzy też mają dobrą pamięć. Ci dopomogą mi w tem, aby cię ojczyzna nagrodziła tak, jak na to zasługujesz.
— Nazwą pana bonapartystą! Nie wdawaj się w to, panie oficerze. Zresztą zagrzebałem się w tej dziurze i utkwiłem w niej jak wystrzelona kula. Nie spodziewałem się tylko, że, najeździwszy się na wielbłądach i wypiwszy lampkę wina przy kominku