Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/97

Ta strona została przepisana.

dostaliśmy je prawie darmo u wójta z Courteil. Oho! spryciarz z pana, ale i tak człowiek zgadnie.
— No, do widzenia, matusiu. Idziecie pewno do roboty do Champferlu?
— Tak, panie wójcie, tam zaczęliśmy wczoraj.
— Szczęść wam Boże, rzekł Benassis. Musicie często być radzi, patrząc na tę górę, którąście wykarczowali prawie całą sami.
— Ano tak, juścić, to nasza praca! Zarobiliśmy sobie prawo do jedzenia chleba.
— Widzi pan, rzekł Benassis, praca, rola, to hipoteka ubogich. Ten poczciwiec miałby sobie za hańbę, gdyby poszedł do szpitala albo żebrać: chce umrzeć z motykę w dłoni, w polu, na słońcu. Dzielny człowiek, na honor! Tyle się napracował, aż praca się stała jego życiem, ale też nie lęka się śmierci; jest, sam nie wiedząc o tem, głębokim filozofem. Ten stary Moreau podsunął mi myśl, aby założyć w naszym kantonie przytułek dla rolników, dla robotników, słowem dla ludzi ze wsi, którzy, przepracowawszy całe życie, doczekali się uczciwej ale biednej starości. Ja, proszę pana, nie liczyłem na majątek który zrobiłem, a który mi jest osobiście bezużyteczny. Niewiele potrzeba człowiekowi, który spadł ze szczytu swych nadziei. Jedynie życie próżniaków kosztuje drogo. Może to nawet jest kradzież społeczna konsumować nic nie produkując? Dowiadując się o dyskusjach, które po jego upadku wszczęto o jego pensję, Napoleon oświadczył, że potrzeba mu tylko konia i talara dziennie. Przybywając tutaj, wyrzekłem się pieniędzy. Później zrozumiałem, że pieniądz jest skupieniem wszystkich możliwości i że jest nieodzowny dla czynienia dobrze. Zapisałem tedy testamentem swój dom na stworzenie przytułku, gdzie nieszczęśliwi i starcy bez dachu a mniej dumni niż stary Moreau, mogliby spędzić ostatnie dni. Następnie, pewna część tych dziewięciu tysięcy franków, jakie mi przynoszą moje grunty i młyn, będzie przeznaczona na to, aby w czasie ostrej zimy udzielać zasiłków tym, co się znajdą w prawdziwej potrzebie.