Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/99

Ta strona została przepisana.

— Ale musiał się pan nieraz znaleźć osobiście w niebezpieczeństwie, a opowieść o tem byłaby ciekawa w pańskich ustach.
— Może, odparł major.
— Więc niech mi pan powie, co pana najbardziej wstrząsnęło? Niech się pan nic nie boi, nie pomówię pana o brak skromności, choćby mi pan opowiedział o jakimś bohaterskim czynie. Skoro człowiek ma pewność że będzie przez słuchacza dobrze zrozumiany, musi mu być dość przyjemnie powiedzieć: zrobiłem to a to.
— Więc dobrze, opowiem panu jedno wydarzenie, które mnie przyprawia niekiedy o wyrzut sumienia. Przez tych piętnaście lat któreśmy się bili, nie zdarzyło mi się ani razu zabić człowieka inaczej niż dla koniecznej obrony. Jesteśmy w szeregu, szarżujemy, jeżeli nie stratujemy tych co są przed nami, nie będą się pytali o pozwolenie aby nas wyciąć do nogi; trzeba tedy zabić, aby samemu nie paść, sumienie jest czyste. Ale, drogi panie, zdarzyło mi się wyprawić na tamten świat kamrata w szczególnych okolicznościach. Kiedy o tem wspomnę, robi mi się przykro, a wykrzywiona twarz tego człowieka nawiedza mnie niekiedy. Sam pan osądzi... Było to podczas odwrotu z pod Moskwy. Byliśmy bardziej podobni do stada pędzonych wołów niż do Wielkiej Armji. Przepadła dyscyplina, sztandary, każdy był sobie panem, i Cesarz — można powiedzieć — tam się dowiedział, gdzie się kończy jego władza. Przybywszy do Studzianki, małej wioski nad Berezyną, znaleźliśmy tam stodoły, wpółrozwalone chałupy, zakopane ziemniaki i nieco buraków. Od jakiegoś czasu nie spotkaliśmy ani domów ani jadła; armja sprawiła sobie tedy bal. Pierwsi którzy przybyli (może się pan domyślać) zjedli wszystko. Ja byłem jeden z ostatnich. Szczęściem dla siebie, łaknąłem jedynie snu. Spostrzegam stodołę, wchodzę, widzę ze dwudziestu generałów, wyższych oficerów: wszystko, bez pochlebstwa, ludzie wielkiej zasługi. Junot, Narbonne, adjutant Cesarza, słowem grube ryby. Byli tam też i prości żołnierze, którzy nie od-