terja puszysta, dyskretna... Otóż, wszystkie te ostrożności nie zdały się na nic. Na djabła męskiego, jest djabeł żeński! piekło ma ich dosyć, wszelkich płci i rodzajów. Karolina ma za sobą Mefistofelesa, demona który z każdego stołu umie wykrzesać płomień, który ironicznym palcem wskazuje schowki na klucz, tajemnice tajemnic!
Karolina wyczuła grubość papieru między stołem a aksamitem: wpadła na list do Hektora, zamiast wpaść na list do pani Fischtaminel, bawiącej obecnie na wodach w Plombières, i czyta co następuje:
„Żal mi cię szczerze, ale rozsądnie czynisz zwierzając mi się z kłopotów, w które zresztą wszedłeś dobrowolnie. Nie umiałeś dostrzec różnicy między Paryżanką a mieszkanką prowincji. Na prowincji, mój drogi, jesteś bezustannie sam na sam z żoną: wobec nudy która wam następuje na pięty, rzucacie się, na łeb na szyję, w szczęście małżeńskie. To wielki błąd: szczęście to przepaść, z której niema już powrotu w małżeństwie, skoro się raz dotknęło dna.
„Zaraz zobaczysz czemu: ze względu na twoją żonę postaram się przedstawić to w drodze najkrótszej, zapomocą przenośni.
„Przypominam sobie podróż, jaką odbywałem niegdyś z Paryża do Ville-Parisis na dwukołowym wózeczku: odległość — siedm mil, wózek ciężki, koń kulawy, woźnica dwunastoletnie dziecko. Siedziałem w tej biedce obok starego żołnierza. Nie znam nic zabawniejszego, niż owym małym świderkiem zwanym znakiem zapytania i przy pomocy uważnej i zachwyconej miny, wypuścić z każdego całą sumę wiedzy, anegdot, wiadomości, które posiada w brzuchu; każdy ma swoją porcję, zarówno chłop jak bankier, kapral jak marszałek Francji.
„Przekonałem się, jak bardzo te beczułki pełne dowcipu i inteligencji chętne są do opróżnienia zawartości wówczas gdy się trzęsą w dyliżansie lub wózku, słowem, w jakimkolwiek ekwipażu ciąg-