Pani de Fischtaminel, którą pani de *** obdarza przyjaźnią (prawie każda dewotka proteguje jakąś kobietę nieco lekką, pod pozorem nawracania jej), otóż, pani de Fischtaminel utrzymuje, że te zalety są u Karoliny Pobożnej zwycięstwem religji nad charakterem z natury bardzo gorącym.
Owe szczegóły są potrzebne, aby przedstawić tę małą niedolę w całej jej okropności.
Adolf musiał opuścić żonę na dwa miesiące w kwietniu, właśnie po ukończeniu czterdziestodniowego postu, który Karolina zachowuje bardzo ściśle.
W pierwszych tedy dniach czerwca, pani oczekuje małżonka, oczekuje go z dnia na dzień. Tak, z nadziei w nadzieję,
dotrwała do niedzieli, dnia, w którym przeczucie, spotęgowane do paroksyzmu, natchnęło ją wiarą że upragniony mąż wreszcie powróci i to wcześnie.
Gdy pobożna kobieta oczekuje męża, męża którego brak odczuwa blisko od czterech miesięcy, wówczas oddaje się staraniom tualetowym o wiele wyszukańszym, niż młoda dziewczyna czekająca pierwszego oblubieńca.
Cnotliwa Karolina tak była pochłonięta przygotowaniami nawskroś osobistemi, że zapomniała iść na mszę o ósmej. Zamierzała wprawdzie wysłuchać mszy porannej, ale drżała z obawy stracenia pierwszego spojrzenia Adolfa, gdyby miał przybyć wczesnym rankiem. Pokojówka, która z uszanowaniem zostawiła panią w gotowalni, dokąd kobiety pobożne i popryszczone nie wpuszczają nikogo, nawet męża, zwłaszcza gdy są nieco chude, otóż, pokojówka usłyszała aż trzy razy: „Jeżeli to pan, daj mi znać natychmiast!“
W tej chwili, turkot wprawił cały dom w drżenie; Karolina wykrzykuje, łagodząc głos, aby ukryć gwałtowność swego prawowitego wzruszenia.