— Będę jadła z panem, jeżeli wróci, rzekła.
Zdanie to było konkluzją straszliwych przejść duchowych: Karolina była już w fazie pchnięcia nożem owego marsylijskiego poety; toteż, słowa te miały akcent wprost straszliwy. O trzeciej rano, kiedy przybył Adolf, Karolina spała najgłębszym snem; nie słyszała ani powozu, ani koni, ani dzwoneczków, ani bramy!...
Adolf, który nie pozwolił pani budzić, położył się w gościnnym pokoju. Skoro, nazajutrz, Karolina dowiedziała się o powrocie męża, dwie łzy zabłysły w jej oczach: pobiegła do gościnnego pokoju bez żadnych tualetowych przygotowań; na progu stał wstrętny sługus, który oznajmił, że pan, zrobiwszy dwieście mil pocztą, spędziwszy bezsennie dwie noce, prosił aby go nie budzono, gdyż czuje się nader znużony.
Karolina, jako pobożna niewiasta, otwarła gwałtownie drzwi, nie zdoławszy jednak obudzić jedynego małżonka jakiego niebo jej użyczyło; poczem pobiegła do kościoła wysłuchać mszy łaski cudownej.
Przez trzy dni, pani była usposobiona tak żółciowo, że Justysia, niesłusznie połajana, odparła z czelnością subretki:
— Przecież, proszę pani, pan już wrócił!
— Wrócił dopiero do Paryża, rzekła pobożna niewiasta.
Postawcie się w położeniu biednej kobiety, wątpliwej urody, — która okrągłości posagu zawdzięcza długo oczekiwanego męża, zadaje sobie nieskończenie wiele trudu i wyrzuca dużo pieniędzy, aby wyglądać najlepiej i ubierać się według najświeższej mody, — czyni możliwe wysiłki, aby suto a oszczędnie prowadzić dom dość ciężki, — która, z cnoty, a może i z konieczności, kocha tylko męża, — nie ma innej troski, jak tylko szczęście owego cennego mę-