Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

— Już wiem, proszę pani, czemu pan chce mnie oddalić: pan ufa tylko Benedyktowi, a Benedykt kryje się przedemną...
— Więc cóż? co takiego? czyś co zauważyła?
— Jestem pewna, że oni coś knują, odpowiada panna służąca stanowczym tonem.
Karolina, którą Justysia obserwuje w lustrze, robi się blada; wszystkie tortury małej niedoli poprzedniego rozdziału wracają. Justysia staje się tak niezbędna, jak niezbędni są szpiegowie rządowi, gdy trafią na ślad sprzysiężenia. Mimo to, przyjaciółki Karoliny nie umieją sobie wytłumaczyć, czemu ona trzyma dziewczynę tak nieznośną, która bawi się w damę, nosi kapelusze, niegrzecznie odpowiada...
U pani Deschars, u pani de Fischtaminel mówią o tej niezrozumiałej tyranji i żartują z niej sobie. Niektóre kobiety dopatrują się pobudek najpotworniejszych, które podają w wątpliwość obyczaje Karoliny.
Słowem, aria della calumnia brzmi tak pięknie, jakgdyby ją śpiewał sam don Basilio.
Osądzono, że Karolina nie może odprawić swojej panny służącej.
Świat upiera się znaleźć tajemnicę zagadki. Pani de Fischtaminel podrwiwa sobie z Adolfa, Adolf wraca wściekły, robi scenę Karolinie i odprawia Justysię.
To robi na Justysi takie wrażenie, że rozchorowuje się i kładzie się do łóżka. Karolina zwraca uwagę mężowi, że trudno wypędzić na ulicę w tym stanie dziewczynę, która zresztą jest bardzo przywiązana i która jest w domu od ich ślubu.
— Jak tylko będzie się czuła lepiej, niech się zabiera, powiada Adolf.
Karolina, uspokojona na punkcie Adolfa, a bezczelnie skubana przez Justysię, doszła do tego że sama chciałaby się jej pozbyć; przykłada więc na bolące miejsce ostrą wizykatorję i decyduje się przejść przez upokorzenie innej małej niedoli, którą zaraz opiszemy: