cha tego co się do niej mówi. Ileż razy cofnąłeś się przed ciężarem pedagogicznych obowiązków?
Czyż konkluzja twego ministerjalnego exposé nie musiałaby znaczyć: „Nie jesteś inteligentna“. Otóż, zdajesz sobie sprawę ze skutku tej pierwszej lekcji. Karolina powie sobie: „Nie jestem inteligentna. Dobrze!“
Żadna kobieta nie przyjmie takiej przestrogi życzliwie. Z tą chwilą, każde z was dobędzie szpady i odrzuci pochwę za siebie. W sześć tygodni potem, Karolina może ci udowodnić, że jest w sam raz natyle inteligentna, aby cię zminotauryzować[1] tak abyś tego nie spostrzegł.
Przerażony tą perspektywą, wyczerpujesz wszystkie krasomówcze formuły, próbujesz ich, przymierzasz, szukasz środka dla ozłocenia pigułki. Wreszcie, udaje ci się znaleźć sposób pogłaskania wszystkich próżności Karoliny, albowiem:
Pewnik: Kobieta zamężna ma rozmaite próżności.
Mówisz, że jesteś jej najlepszym przyjacielem, jedynym człowiekiem który może jej szczerze powiedzieć prawdę; im więcej przygotowań, tem bardziej jest zaciekawiona, wyczekująca. W tej chwili jest naprawdę inteligentna.
Pytasz drogiej Karoliny (obejmując ją tkliwie ramieniem), w jaki sposób ona, w rozmowie z tobą tak pełna bystrości i dowcipu, ona która ma takie ładne powiedzenia (przypominasz jej słowa których nigdy nie wyrzekła, których ty jej użyczasz, które ona przyjmuje z uśmiechem za swoje), w jaki sposób ona mogła popełnić w towarzystwie tę lub ową niezręczność. Z pewnością, musi się czuć, jak wiele kobiet, onieśmielona w salonie.
— Znam, dodajesz, wielu niepospolitych ludzi, którzy doznają tego samego.
Dajesz przykłady mówców, znakomitych gdy przemawiają w małem kółku, a niezdolnych złożyć trzech zdań, gdy znajdą się
- ↑ Patrz Fizjologja małżeństwa. Rozmyślanie VII.