Otóż, pod tą linją, tak bliską znaku tropikalnego którego dobry smak nie pozwala nazwać, aby pospolitym i niegodnym żartem nie pokalać tej subtelnej książki, zjawia się straszliwa mała niedola, nazwana przez autora, w wielce pomysłowej przenośni, bąkiem małżeńskim; ze wszystkich much, komarów, mustików, tarakanów, pcheł i skorpionów najdokuczliwszym, zwłaszcza że nie wynaleziono dotąd przeciw niemu środka. Bąk ten nie kąsa natychmiast; zaczyna od brzęczenia koło uszu, ty zaś zrazu nie zdajesz sobie sprawy co to takiego.
Tak naprzykład, bez à propos, najnaturalniej w świecie, Karolina mówi: Pani Deschars miała wczoraj bardzo ładną suknię...
— Tak, ma dużo gustu, bąka Adolf bez wiary w to co mówi.
— Dostała ją od męża, odpowiada Karolina wzruszając ramionami.
— A, tak...
— Tak; suknię za czterysta franków. Z najlepszego aksamitu.
— Czterysta franków! — wykrzykuje Adolf w pozie apostoła Tomasza.
— Tak, ale są dwa staniki do zmiany i...
— To mi człowiek, ten Deschars! odpowiada Adalf ratując się żartem.
— Nie wszyscy mężowie mają jego delikatność, nadmienia Karolina sucho.
— Jaką delikatność?...
— No... tę, aby pamiętać o dwóch stanikach, tak aby można nosić suknię jeszcze wówczas gdy jako wieczorowa będzie już niemodna.
Adolf powiada sobie w duchu: — Karolina chce sukni.
Biedny człowiek!...
W jakiś czas potem, pan Deschars dał świeże obicia i firanki
Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.
X.
Bąk małżeński