Karolina opowiada przyjaciółkom rzeczy które uważa za nadzwyczaj pochlebne, ale które wywołują grymas na twarzy rozumnego męża.
— Od jakiegoś czasu, Adolf jest wprost nadzwyczajny. Nie wiem, czem zasłużyłam na tyle dobroci, ale, doprawdy, przechodzi sam siebie. A przytem, umie jeszcze podnieść cenę każdego daru zapomocą owych delikatności, za któremi tak przepadamy, my kobiety... W poniedziałek, zaprowadził mnie do Rocher de Cancale; wczoraj znów postanowił mi dowieść że Véry ma kuchnię wcale niegorszą od Borrela, a przy deserze, wręczył mi lożę do Opery. Dawano Wilhelma Tella, którego ubóstwiam.
— Jesteś bardzo szczęśliwa, moja droga, odparła pani Deschars sucho, z widoczną zawiścią.
— Zapewne, ale sądzę, że kobieta która wypełnia dobrze obowiązki, zasługuje na to szczęście...
Kiedy to okrutne słówko zjawi się na ustach mężatki, jasne jest, że ona wypełnia obowiązki na wzór uczniaków, aby otrzymać spodziewaną nagrodę. W kolegjum, chodzi o wolną niedzielę; w małżeństwie o kosztowności, szale. O miłości niema więc już mowy!
— Co do mnie, moja droga (pani Deschars jest podrażniona), jestem rozsądniejsza. Mąż próbował także popełniać szaleństwa[1], ale położyłam temu koniec. Cóż robić, mamy dwoje dzieci: przyznaję, że sto lub dwieście franków to rzecz, z którą jako matka rodziny, muszę się liczyć.
— Ech! droga pani, rzekła pani de Fischtaminel, ja znów uważam, że lepiej aby mężowie trochę się polampartowali z nami, niż...
- ↑ Kłamstwo, zawierające potrójny grzech główny (kłamstwo, pycha, zazdrość), do jakiego są zdolne tylko dewotki, gdyż pani Deschars jest zagorzałą dewotką; nie opuszcza ani jednej mszy u św. Rocha, od czasu jak kwestowała z królową.