— Och, Adolfie, ty nic nie chcesz widzieć... Patrz tylko: pierścionki zsuwają mi się z palców, ty mnie już nie kochasz, jestem ci ciężarem...
Zalewa się łzami, nie chce nic słuchać i wybucha płaczem przy każdem słowie Adolfa.
— Czy chcesz na nowo objąć prowadzenie domu?
— A! wykrzykuje, zrywając się na równe nogi i stając w dramatycznej pozie. — Teraz, kiedy już masz dosyć swoich doświadczeń!... Dziękuję. Czyż mnie o pieniądze chodzi? Szczególny sposób, aby ukoić zranione serce... Nie, zostaw mnie...
— Dobrze! jak chcesz, moja droga.
To Jak chcesz! jest pierwszym zwiastunem obojętności małżeńskiej. Karolina spostrzega przepaść, na której brzeg sama zaszła dobrowolnie.
Życie każdego człowieka ma swój rok 1814. Po świetnych chwilach zwycięstw, po zdobyczach, po dniach w których wszystkie przeszkody zmieniały się w tryumfy, w których najmniejsze potknięcie obracało się na dobre, nadchodzi moment, w którym najszczęśliwsze plany rodzą jedynie głupstwo, w którym odwaga prowadzi do zguby, gdzie nawet własne fortyfikacje stają się przyczyną rozbicia. Miłość małżeńska, która, zdaniem autorów, jest specjalną odmianą miłości, bardziej niż wszystkie inne rzeczy ziemskie posiada swój złowrogi rok 1814. Djabeł lubi maczać łapy w sprawach biednych opuszczonych kobiet, Karolina zaś jest w tem właśnie położeniu.
Karolina doszła do tego, że marzy o środkach odzyskania męża. Spędza w domu długie samotne godziny, podczas których wyobraźnia jej pracuje. Chodzi, wstaje, krąży, nieraz staje zamyślona przy oknie, patrząc na ulicę roztargnionym wzrokiem, z twarzą