Strona:PL Balzac - Marany.djvu/15

Ta strona została przepisana.

obszernego a ciemnego sklepu, z zewnątrz opatrzonego grubemi sztabami żelaznemi, tak jak w Paryżu stare sklepy przy ulicy des Lombards. Sklep ten łączył się wielkiem pokojem oświetlonym od podwórza, z pokojem, który tchnął duchem średnich wieków: stare zakopcone obrazy, stare obicia, starożytne brazero, kapelusz z piórami zawieszony na gwoździu, strzelba gierylasowska i płaszcz à la Bartolo. Kuchnia przyległą była do tego pokoju zebrań domowych, do tego jedynego pokoju, w którym jadano, rozgrzewano się przy głuchym blasku ogniska, paląc cygara, rozprawiając z myślą poruszenia serc nienawiścią przeciwko Francuzom. Dzbany srebrne, naczynia kosztowne zdobiły kredens starodawnej mody. Ale światło, skąpo rozdzielone, słabo tylko odbijało od przedmiotów błyszczących i, jak na obrazie szkoły hollenderskiej, wszystko tu stawało się ciemnem, nawet twarze. Pomiędzy sklepem i salonem, tak pięknym barwą i życiem patryarchalnem, znajdowały się schody dosyć ciemne, prowadzące do magazynu, przez otwory którego zręcznie wyrobione oglądać było można materje. Następnie, wyżej znajdowało się mieszkanie kupca i jego żony. Nakoniec, mieszkania ucznia i służącej urządzone były na poddaszu stanowiącem facjatę, wychodzącą na ulicę i opartą na filarach, które temu domowi nadawały dziwną powierzchowność; ale pokoiki ich zabrane zostały przez sukiennika i jego żonę, którzy oddali oficerowi własne swoje mieszkanie, zapewne dla uniknięcia wszelkiej sprzeczki.
Montefiore powiedział, że jest dawnym poddanym