Strona:PL Balzac - Marany.djvu/18

Ta strona została przepisana.

Sukiennik mruknął jakieś zaklęcie przeciwko dziewczynom; jego żona, przestraszona otworzyła skryte drzwi i przyprowadzić napół umarłą madonę Włocha na którą ten kochanek zachwycony pozornie nie zwrócił uwagi. Tylko, chcąc uniknąć podejrzenia o udawanie, spojrzał na dziewczynę i rzekł w języku macierzystym:
— Czy to jest wasza córka?
Perez de Lagunia (tak się nazywał sukiennik) miał bardzo rozległe stosunki Genui, we Florencji, w Livornie, umiał po włosku i odpowiedział w tym samym języku:
— Nie. Gdyby ona była moją córką, nie zachowywałbym tyle ostrożności. Tę dziewczynę oddano mi pod opiekę, i wolałbym zginąć, aniżeli widzieć, że się jej przytrafiło coś złego. Ale proszę dać sobie radę z dziewczyną osiemnastoletnią!
— Jest bardzo ładna, obojętnie rzekł Montefiore, nie patrząc na dziewczynę.
— Piękność jej matki była dość głośną, odpowiedział kupiec.
I palili cygara dalej spoglądając na siebie z pod oka. Chociaż Montefiore surowo sobie zabronił spojrzeń, któreby zdradzić mogły pozorną jego obojętność, to jednak w chwili, kiedy Perez odwrócił głowę, żeby splunąć, zdecydował się ukradkowo rzucić okiem na dziewczynę i spotkał iskrzące się oczy. Ale wtenczas, z tą umiejętnością wyobraźni, która nadaje rozpustnikowi, zarówno jak rzeźbiarzowi, zgubną władzę rozbierania