ska nie ma go wcale. Marana była matką, jaką żadna matka być nie zdoła, gdyż w wiecznem rozbijaniu się na fałach życia, macierzyństwo mogło być dla niej deską zbawienia! spełnić święcie część swojego zadania doczesnego, wysyłając jednego jeszcze anioła do raju, czyliż to nie więcej było warte aniżeli spóźniony żal za grzechy? czyliż nie była to jedyna modlitwa czysta, którą wolno było jej wznieść do Boga? Dlatego też, kiedy ta dziewczyna, kiedy jej Marja Juana Pepita (pragnęła ona dać jej za patronki wszystkie święte kalendarza), skoro ta istotka została jej daną, powzięła tak wysokie wyobrażenie o majestacie macierzyństwa, że błagała nałóg o użyczenie jej folgi. Stała się cnotliwą i żyła samotnie. Odtąd żadnych zabaw, żadnych nocy, żadnych miłości. Całe jej szczęście, wszystkie rozkosze spoczywały w wątłej kołysce córki, dźwięki tego głosu dziecięcego budowały oazę w rozpalonych piersiach jej życia. Uczucie to nie miało w sobie nic takiego, coby porównać się dało z innem. Czyliż nie obejmowało ono wszystkich nadziei niebiańskich? Marana nie chciała zmazać córki swojej żadną plamą, poza grzechem pierworodnym jej urodzenia, który chciała zmyć wszystkiemi cnotami społecznemi: dla tego też zażądała od młodego ojca majątku ojcowskiego i ojcowskiego nazwiska. Ta dziewczyna więc nie była już Juaną Marana, ale Juaną Mancini. Potem po siedmiu latach rozkoszy i pocałunków, upojenia i szczęścia, biedna Marana musiała się pozbyć swojego bóstwa, ażeby jego czoło nie potrzebowało chylić się
Strona:PL Balzac - Marany.djvu/24
Ta strona została przepisana.