matką szczęśliwą przez całe długie życie. Wszetecznica, pozostawiła na progu tego domu jednę z tych łez, którą zbierają aniołowie. Od tego dnia żałoby i nadziei, wiedzona niezwyciężonemi przeczuciami, trzykrotnie wracała, żeby zobaczyć swoją córkę. Po raz pierwszy zastała Juanę niebezpiecznie chorą. „Wiedziałam o tem“, rzekła do Pereza, wchodząc do jego domu. We śnie, będąc oddaloną, widziała Jnanę, umierającą. Usługiwała jej, pielęgnowała ją; potem pewnego poranku, kiedy powracająca do zdrowia córka spała, pocałowała ją w czoło i oddaliła się, nie zdradziwszy się niczem. Matka wypędziła wszetecznicę. Drugim razem Marana weszła do kościoła, w którym Juana Mancini przystępowała do komunii. Ubrana skromnie, skryta w ciemnym zakątku za filarem, matka wygnanka poznała siebie w córce taką, jaką była niegdyś, z niebiańską postawą anioła, czystego jak śnieg rankiem spadły na Alpy. Wszetecznica w samem macierzyństwie swojem, Marana uczula w głębi duszy zazdrość silniejszą aniżeli wszystkie jej miłości razem wzięte i wyszła z kościoła, niezdolna powstrzymać się dłużej od chęci zabicia dony Lagunia, kiedy widziała ją tam, jak z twarzą rozpromienioną zawiele okazywała się matką. Nakoniec ostatnie spotkanie matki z córką miało miejsce w Medjolanie, dokąd udał się kupiec wraz z żoną. Marana przebywała Corso z całą okazałością władczyni: ukazała się córce jak błyskawica, i nie była poznaną. Zabójcze cierpienie. Tej Maranie przesyconej pocałunkami brakowało jednego-jedynego, za który byłaby
Strona:PL Balzac - Marany.djvu/26
Ta strona została przepisana.