Strona:PL Balzac - Marany.djvu/36

Ta strona została przepisana.

jąc się do Montefiorego. Wszak napisałeś do mnie przed chwilą, że kochać mnie będziesz zawsze.
— Tak, droga Juano, rzekł łagodnie Montefiore. obejmując wpół tę cudowną dziewczynę i silnie przyciskając ją do serca, ale pozwól, że mówić będę do ciebie, jak ty mówisz do Boga. Nie jestżeś piękniejszą aniżeli Marja niebiańska? Słuchaj! Przysięgam ci, mówił dalej całując jej włosy, przysięgam ci, uważając czoło twoje za najpiękniejszy z ołtarzy, że staniesz się bóstwem mojem, że rzucę pod twoje stopy wszystkie skarby świata. Dla ciebie karety, dla ciebie mój pałac w Medjolanie, dla ciebie wszystkie klejnoty, wszystkie kosztowności starożytnej mojej rodziny! dla ciebie codzień nowe stroje! dla ciebie tysiące zabaw, wszystkie rozkosze świata!
— Tak, odpowiedziała Juana, lubię to wszystko, ale czuję w duszy, że najwięcej w świecie kochać będę mojego małżonka. Mio caro sposo! rzekła; gdyż niepodobna w dwóch innych wyrazach pomieścić tyle u czucia, tyle miłosnej wytworności dźwięków, ile język i wymowa włoska nadają ich tym wyrazom. Właśnie język włoski był językiem macierzystym Juany.
— Oddycham, mówiła dalej, rzucając na Montefiorego spojrzenie jaśniejące czystością Cherubinów, odzyskam moję kochaną religję w nim. On i Bóg, Bóg i on. Czy to ty będziesz? zapytała. Tak, ty, zawołała po krótkiej przerwie. Patrz, obejrzyj obraz, który ojciec przywiózł mi z Włoch.
Wzięła świecę i dała znak Montefioremu i pokazała