Strona:PL Balzac - Marany.djvu/49

Ta strona została przepisana.

knął drzwi, i żołnierze musieli je wyłamywać. Nim weszli, Marana zdołała zadać cios zbrodniarzowi, ale wściekłość ześrodkowana nie dozwoliła jej wymierzyć go jak należało i ostrze zsunęło się po szlifie Montefiorego. Uderzyła jednak z taką silą, że Włoch padł u stóp Juany, która nie spostrzegła się. Marana rzuciła się na niego i nie chcąc chybić powtórnie, schwyciła go za gardło, i trzymając go żelazną ręką. wymierzyła w serce.
— Jestem wolnym i zaślubiam ją! Przysięgam na Boga, na Boga, na moję matkę i to, co jest najświętszem w świecie; jestem bezżennym i zaślubiam ją, daję słowo honoru.
I ugryzł wszetecznicę w rękę.
— Dalej, matko, zawołała Juana, zabij go. Zanadto podły; nie chcę go za męża, chociażby dziesięć razy był piękniejszym.
— Ach, odzyskuję córkę! zawołała matka.
— Co się tutaj dzieje? zawołał kwatermistrz wchodząc.
— To się dzieje, zawołał Montefiore, że mordują mnie w imieniu tej dziewczyny, która utrzymuje, że jestem jej kochankiem, która wciągnęła mię w pułapkę i chce zmusić mnie, żebym się z nią ożenił pomimo mej woli.
— I ty nie chcesz? zawołał Diard olśniony niezwykłą pięknością, jakiej oburzenie, pogarda i chęć zemsty dodały Juanie i tak już pięknej, jesteś bardzo wy-